Kto zbudował mury w Zimbabwe?
Kto zbudował mury w Zimbabwe?
Czym jest opuszczona twierdza w samym sercu afrykańskiego buszu? Kulturalnym albo religijnym centrum dawno minionej cywilizacji? Kopalniami króla Salomona? Komu służyła budowla bez widomego przeznaczenia?

Mur jest gigantyczny. Spojono go bez jakiejkolwiek zaprawy, jego wysokość wynosi średnio 10 metrów, a szerokość 4,5 metra. Ze  100 000 ton kamienia ułożono wał o długości 100 metrów. W jakim celu, dlaczego?

Poniższy opis pochodzi z jednej z nowszych książek o fortach i twierdzach:

„Wielkie Zimbabwe leży około 250 km na południe od Harare (w brytyjskich czasach kolonialnych - Salisbury, w byłej Południowej Rodezji) w południowej Afryce i zalicza się dzisiaj do „Great Zimbabwe Ruins National Park.

Ruiny zbiorowiska małych domków w dolinie wydają się pozostałością jakiegoś afrykańskiego miasta. Na 75-metrowej granitowej skale na wschodzie znajduje się jeszcze jeden kompleks starych wałów, którego mury dopasowano i wkomponowano w naturalną formację skalną tak, że wydaje się on być nieodłączną częścią tych skał.

Opisane usytuowanie pozwala wysnuć wniosek,  że kiedyś musiała to być twierdza, chociaż jej demonstracyjnie wysokie położenie i nakierowanie ku wschodzącemu słońcu mogą sugerować znaczenie religijne. Przeczy temu właściwie fakt, że położenie eliptycznej budowli w dolinie, na zachód od ruin miasta, wskazuje raczej na jej charakter jako świątyni lub pałacu, a nie warowni; mimo że i tutaj ogólny plan i sposób budowy również mogą sugerować cytadelę o charakterze obronnym. Otaczający ją mur z ciosanego granitu ma wysokość 10,5 metra i grubość 3-5 metrów; jej przekrój wynosi prawie 300 metrów. Zygzakowate ułożenie kamieni na szczycie, widoczne na resztkach ruin muru, wydaje się mieć raczej charakter dekoracyjny niż wojskowy.

Brama główna umieszczona została od strony północnej i składają się na nią dwa wejścia. Jedno prowadzi bezpośrednio, najkrótszą drogą, a drugie przebiega 30-metrowej długości pasażem, równoległym do głównego muru. Atakujący', który zdołał już pokonać schody na górę i wejść przez bramę, musiał się w tym miejscu zdecydować. Kierując się na prawo, wchodził w ślepy korytarz. Idąc prosto, natrafiał na następną bramę, za którą był ponownie zmuszony do wyboru jednego z trzech korytarzy. Wszystkie jednakowo mylące i kończące się na przemyślnym killing-ground,  położonym przed główną twierdzą. Droga w lewo prowadziła do bramy głównej poprzez wąski korytarz, który kończył się zespołem umocnień z wieloma przejściami. Ten system labiryntów był jedynie uzupełnieniem innych murów, które dzieliły cały kompleks na rejony różnego kształtu i wielkości.

Zdania fachowców na temat czasu powstania kompleksu różnią się znacznie i obejmują okres od X do XVI wieku, przy czym jego powstanie około roku 600 też uważają za możliwe. Istnieją entuzjaści posuwający się bardzo daleko; jedni uważają, że kompleks ten to legendarne kopalnie Króla Salomona; inni są zdania, że kiedyś w przeszłości został on zbudowany przez jakiś zabłąkany rzymski legion albo przez Nubijczyków, których panowanie rozszerzyło się z Sudanu na antyczną Afrykę Centralną. Faktem jest, że jest on dziełem Maszonów, którzy nadal zamieszkują te tereny. Ich kraj do dziś nosi nazwę Zimbabwe, wywodzącą się od tych ponadczasowych ruin.

Gigantyczny mur okala 2 000 m2 terenu zwanego rezydencją królewską. Określenie to jest trochę na wyrost, ponieważ z całokształtu wykopalisk i badań wynika, że owe tak niezwykłe „cuda z kamienia" nigdy nie były rezydencją królewską. Czym rzeczywiście mogły być, zasugerowano już w powyższym cytacie. Ostatnia sugestia też nie jest całkowicie przekonująca, a ruiny Zimbabwe nadal strzegą swej tajemnicy.

A więc dobrze: twierdza (vide cytat) czy może jednak świątynia? Ale o jakim przeznaczeniu, dla kogo?

Nie ma żadnych znalezisk. Nie odkryto również żadnych napisów ani niczego, co archeologom pomaga zazwyczaj w wysnuwaniu wniosków: statui, popiersi, innych dzieł sztuki, fragmentów narzędzi itp. Niczego. Niemy i tajemniczy mur w kształcie elipsy trwa. Także jego przeznaczenie jest niejasne. Szczątki murów tworzą małe kręgi i elipsy, których sensu nie można rozszyfrować. Wewnątrz, równolegle do zewnętrznego muru, przebiega na stosunkowo długim odcinku jeszcze jeden mur, miejscami w bardzo małej odległości od pierwszego. Żaden z murów nie umożliwia wyglądania na zewnątrz; na całej przestrzeni brak jakiejkolwiek luki, nie mówiąc już o jakimś otworze okiennym.

Kompleks ma też wieżę centralną. Masywna, wznosi się na wysokość 10 metrów, bok jej podstawy ma 6 metrów. Ona również nie ma otworów okiennych. Bo i po co? Nie jest ona właściwie wieżą, raczej filarem, kolumną, w środku całkowicie wypełnioną kamieniami, od swojej pozornie niezniszczalnej podstawy aż do zwężającego się szczytu. Nie mogła być także punktem obserwacyjnym. Brak jest schodów prowadzących na górę. Angielski archeolog, pani Gertrud C. Thompson, trafiła następującym, tylko pozornie banalnym stwierdzeniem w sedno problemu: Jeżeli rozwiążę zagadkę wieży, będzie to równocześnie rozwiązanie zagadki Wielkiego Zimbabwe.

Pierwsze mozolne wykopaliska miały miejsce w 1929 roku i nie przyniosły żadnego rezultatu. Wieża wydaje się nie mieć jakiegokolwiek jasnego i zrozumiałego przeznaczenia. A więc bezsensowna wieża? Jednak zarówno pojedyncze budowle, jak i kompleksy budowlane z reguły nie są budowane „bez sensu". Chociażby dlatego, że nakłady których wymagają, są zbyt wielkie. Kto mógłby wpaść na pomysł przytaszczenia setek ton kamieni, aby z nich ułożyć wieżę, która jest „bez sensu"? Jasne jest, że takie założenie przeczy wszelkiej logice i doświadczeniu. Samo perfekcyjne wykonanie wieży wyklucza podobne przypuszczenie. Jeden kamień na drugim, idealnie dopasowany, rząd po rzędzie, bez gliny lub innej zaprawy, każdy starannie obrobiony, stabilny, dzięki swej formie i osadzeniu nie dający się przesunąć.

Należałoby przemyśleć, co jest przypuszczeniem, a co prawdopodobieństwem. Co jest możliwe? Jeżeli to nie jest rezydencja lub „twierdza", to może kompleks

Zimbabwe nie jest budowlą, lecz... obrazem? Ogromnych rozmiarów trójwymiarowym obrazem? Kompleksem astronomicznym, takim jakich wiele istniało w innych miejscach w czasach pre- i wczesnohistorycznych?

Przemyślenia te mogą stać się pomocne w rozwiązaniu zagadki znaczenia tego obiektu. Wieża w ruinie i eliptyczny kompleks sugerują właśnie takie rozwiązanie. Dalszą wskazówką jest fakt, że dosyć daleko od tego miejsca, w północno-zachodniej Afryce, w dzisiejszym Mali, kształt elipsy uznawany jest przez Murzynów z plemienia Dogonów za święty. Święta elipsa Dogonów jest zadziwiająco podobna do eliptycznego muru w Zimbabwe. Wystarczy porównać ogólny plan Zimbabwe z elipsą Dogonów.

Ale dlaczego elipsa? Badania etnologów wykazały, że afrykańskie plemię Dogonów przypuszczalnie już od stuleci czci jako boga Syriusza B. Nie jest to ów jasny Syriusz, widoczny w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa. Syriusz B krąży po eliptycznej orbicie wokół Syriusza A.

Wielowiekowa mistyczna wiedza Dogonów została potwierdzona przez współczesną astronomię. W cyklach 50-letnich mała gwiazda neutronowa, Syriusz A, okrążana jest przez Syriusza B, po eliptycznej orbicie. Syriusz B jest przy tym maleńki, ale niezwykle ciężki. Za pomocą przeciętnego dzisiejszego teleskopu nie można prawie nic zdziałać. Aby go w połowie ubiegłego wieku zobaczyć, należało użyć najnowocześniejszych wówczas urządzeń technicznych. Dopiero dzisiejsze nowoczesne teleskopy umożliwiają bezproblemowe dojrzenie go.

Warto dodać, że Dogoni z Mali obchodzą święto Syriusza, i to dokładnie co 50 lat. Ich tradycja i ustne przekazy mówią, że ich wiedza pochodzi od niebiańskiego boga Nom-mo. Nie wnikajmy w to; ich wiedza jest z astronomicznego punktu widzenia dokładna i precyzyjna.

Zaraz nasuwa się naturalnie pytanie, jak prosty (dawniej powiedziano by: prymitywny) afrykański lud pierwotny zdobył tak wysoko rozwiniętą wiedzę?

Pierwsze przypuszczenie, które się nasuwa, to że otrzymali ją od bardzo wczesnej, być może prehistorycznej cywilizacji, posiadającej zadziwiającą wiedzę astronomiczną. Wiedza ta po upadku owej cywilizacji i cofnięciu się jej następców w rozwoju, utrwaliła się, zdegradowana do mitu. A przy tym nie zbadano jeszcze wszystkich szczegółów tego mitu. Według przekazów Dogonów w systemie Syriusza istnieją jeszcze inne satelity. A może planety? Jak by nie było, faktem jest, że w prastarych przekazach Dogonów znajdują się też rysunki systemu Syriusza. I tu koło się zamyka: rysunki Dogonów pokrywają się w wielu szczegółach z planem ogólnym Wielkiego Zimbabwe.

Pytanie: Czy ruiny Wielkiego Zimbabwe są astronomicznym obrazem systemu Syriusza? I pytanie dodatkowe: Czy dopiero przyszli astronomowie zdołają odkryć, manifestacją jakiej wiedzy jest kompleks w Zimbabwe?

Dzisiejsza ortodoksyjna nauka odrzuca tego rodzaju przypuszczenia i skojarzenia jako bezsensowne i przeinterpretowane. Z drugiej jednak strony nie ma na świecie ani jednego naukowca, który byłby w stanie precyzyjnie i rozwiewając wszelkie wątpliwości wyjaśnić, czym Wielkie Zimbabwe właściwie jest.

Nie jest to takie znów bardzo dziwne. Kompleks Wielkiego Zimbabwe został odkryty dopiero w 1868 roku (od tego czasu tak brzmi jego oficjalna nazwa). Jego odkrywcą stał się niejaki Adam Renders. Ów myśliwy i poszukiwacz przygód zabłądził w buszu i usiłował znaleźć drogę w gęstych zaroślach. Czuł, że opuszczają go siły; z wielkim wysiłkiem unosił maczetę. Coraz wolniejsze były jego ruchy, coraz słabsza ręka wyrąbująca drogę w buszu.

I nagle znalazł się przed jakąś budowlą, odetchnął już z ulgą - i rozczarował srodze, kiedy spostrzegł, żę nie odnalazł zamieszkanego osiedla, lecz opuszczone już od stuleci ruiny miasta lub jakiegoś kompleksu oczywiście jeżeli kiedykolwiek były zamieszkane.

Nie mógł w to uwierzyć - mury wyglądały jeszcze jak nowe! A więc gdzieś w pobliżu musieli przecież być ludzie! Bezskutecznie krążył wokół całego muru; w końcu wczołgał się przez dziurę do wnętrza, także i tam nie znajdując śladu człowieka lub czyjejkolwiek bytności. Widocznie od stuleci już nikt nie postawił stopy w Wielkim Zimbabwe. W końcu powlókł się dalej i został uratowany.

W kilka lat po tym odkryciu niemiecki geolog, Karl Mauch wyruszył, aby w Afryce odkryć legendarną Krainę Złota ze Starego Testamentu. Opierał się na starym tekście biblijnym o Królu Salomonie: Salomon kazał także zbudować okręty w Esjon-Geber, które jest przy Elat nad brzegiem Morza Czerwonego w ziemi edamskiej. Na okręty te wysłał Chiram swoich poddanych żeglarzy, obeznanych z morzem wraz z poddanymi Salomona. Pojechali oni do Ofir i przywieźli stamtąd czterysta dwadzieścia talentów złota, i przywieźli je do Króla Salomona. (Księga Królewska 1,9,26-28)

W starych tekstach i przekazach Egipcjan również wspomina się o podróżach w górę Nilu, na południe, aż do odległej krainy złota. Adam Renders, odkrywca Wielkiego Zimbabwe, i Karl Mauch, poszukiwacz Krainy Złota, spotkali się zupełnie przypadkowo. Mauch stworzył sobie na własny użytek indywidualny wizerunek Krainy Złota i opowiadał, że takowa musi posiadać wielką twierdzę: „Ostatecznie handlowano przecież złotem. A więc ludzie musieli się bronić przed złodziejami. Gdzieś także musiano przechowywać złoto, i to tak, aby było bezpieczne." Kiedy Renders usłyszał Maucha, mówiącego z takim przekonaniem o swoim odkryciu i tak logicznie uzasadniającego swoje wyobrażenia, zrobiło to na nim (dopiero poszukującym tego skarbu) tak wielkie wrażenie, że zaproponował mu:

Odwiedźmy więc moje miasto murów!

Zadeklarował się zaprowadzić tam Maucha. A kiedy Mauch stanął przed kompleksem Wielkiego Zimbabwe wykrzyknął z entuzjazmem: „Tak, oto moja Kraina Złota!"

W jego przekonaniach umocniła go wzmianka o „wielkiej (lub wysokiej) kobiecie", którą odkrył w jednym z przekazów. Wszystko w cudowny sposób pasowało do siebie. Uważał, że pod tym określeniem może kryć się tylko sławna królowa Saba, o której wiadomo, że prowadziła handel z Salomonem (lub przynajmniej miała go prowadzić)...

No cóż, teoria była zgrabna, ale nie wytrzymała konfrontacji z rzeczywistością. Mauch nie znalazł żadnych skarbów. Wyjechał z Afryki rozczarowany i pozbawiony iluzji, ale jednocześnie nie protestował, gdy sławiono go - trochę na wyrost - jako odkrywcę ruin Wielkiego Zimbabwe.

Trop Salomona jest już ze względów czasowych fałszywy. Salomon żył około 1000 roku p.n.e. Kraina Złota (jeżeli w ogóle kiedyś jako taka istniała) musiałaby więc istnieć już przed 3000 lat - licząc od dziś. A ruiny Wielkiego Zimbabwe nie są aż tak stare. Ich budowę rozpoczęto najwcześniej w II wieku n.e.z najprawdopodobniej jednak nawet o wiele później.

Abstrahując od tego jest jednak całkiem możliwe, że złoto i Wielkie Zimbabwe mają ze sobą coś wspólnego, chociaż Murzyni z plemienia Bantu nigdy nie uprawiali handlu złotem na szerszą skalę. Nie udowodniono także, czy oni lub ich przodkowie mogą zostać uznani za budowniczych Wielkiego Zimbabwe. Wprost przeciwnie, jest to bardzo wątpliwe. O Murzynach Bantu wiadomo, że od dawna wypalali cegły z gliny i nigdy nie używali do swoich budowli granitu.

Czyżby w przypadku Wielkiego Zimbabwe odstąpili od tej zasady?

 Ale tak drastyczne odejścia od wszystkich przyzwyczajeń i norm po prostu nie zdarzają się - ani w czasach prehistorycznych, ani później; z doświadczenia wynika, że jest to mało prawdopodobne.

Znowu więc otwiera się furtka dla wszystkich możliwych przypuszczeń. Powyższy cytat z książki stwierdza jako „fakt", że kompleks zbudowany został przez Maszonów żyjących tam do dziś.

Nic dziwnego jednak, że na ten temat istnieje wiele innych opinii. Archeolog, J.P.Wendt, jest np. zdania, że Wielkie Zimbabwe zbudowane zostało przez Arabów, i to w ścisłym powiązaniu z ich handlem złotem. Jako potwierdzenie swojej tezy przytacza fakt, że sztuka obróbki kamienia była w krajach arabskich bardzo rozpowszechniona i wysoko rozwinięta. Twierdzi, że można udowodnić, iż Arabowie właśnie w tym regionie w dawnych czasach wydobywali złoto.

Czyżby więc urządzili sobie w Wielkim Zimbabwe swój Fort Knox, rodzaj skarbca, sejfu, w którym przechowywali zapasy złota aż do chwili, gdy następny statek lub karawana przybyły, by je zabrać?

W czasach rozkwitu Wielkiego Zimbabwe prawdopodobnie w tamtejszych kopalniach wydobywano rocznie tysiące ton złota. Nawet dzisiejsze wydobycie, jak się mówi, jest skromne w porównaniu z tym dawniejszym. Ile prawdy kryje się w tych przypuszczeniach, pozostaje kwestią otwartą. Podsumowując: czym jest Zimbabwe? Twierdzą, świątynią, wyciosanym w kamieniu pomnikiem jakiejś dawnej religii, której treści związane były z Syriuszem B, gigantycznym bankiem złota Arabów?

Jest sprawą gustu, którą wersję się wybierze dla każdej istnieją argumenty „za" i „przeciw". Obojętnie, którą się zaakceptuje lub uz na za prawdopodobną, zawsze pozostanę nie rozstrzygnięte kwestie, przede wszystkim ta: dlaczego tak nagle zrezygnowane z użytkowania kompleksu i opuszczono goi Na podstawie wszystkiego, co można rozpoznać i udowodnić, nie zdarzały się tutaj katastrofy, wchodzące w takich przypadkach w rachubę, epidemie lub klęski żywiołowe Ich ślady musiałyby być widoczne nawet pc wielu wiekach. A takich śladów tutaj brak. Więc dlaczego? Czyżby mieszkańcom skończył się zapas drewna opałowego? Także ta ką hipotezę czasami stawiano. Lecz jest one raczej niedorzeczna i nie do utrzymania. Na ród lub grupa ludzi sprowadza z wielkiej odległości niezliczone tony ciężkich kamieni aby zbudować kompleks o charakterze twierdzy, która przetrwa wieki. Kto jest zdolny do tak wielkiego wyczynu, może tak że sprowadzić drewno z większej odległości materiał, który transportuje się przecież łatwiej niż granit.

Krótko mówiąc: Do dziś nikt nie wie z całą pewnością, dlaczego zbudowano Wielkie Zimbabwe, jakim celom owa budowla służyła i dlaczego została ona (około XVI/XVII wieku) tak nagle (nawet jeżeli w rzeczywistości trwało to dłuższy czas) porzucona i opuszczona, tak by busz ją zarósł. Ani wojna, ani choroby nie są przekonującą odpowiedzią. Tym samym wszystko, co dotyczy Wielkiego Zimbabwe, jest zagadkowe i nieznane.

Przeczytaj także:

Komentarze

https://minds.pl/assets/images/user-avatar-s.jpg

0 comment

Nikt jeszcze nie napisał komentarza!