views
O tym, że miłość to szereg reakcji chemicznych zachodzących w ludzkich mózgach wiadomo już od dawna. W czerwcu 2013 roku opublikowano badania, z których wynikało, że podawanie oksytocyny (hormonu produkowanego przez podwzgórze) w sprayu przez nos, powoduje nasilenie pozytywnych emocji do partnera i umacnia związek.
– Wydaje się, że za długotrwałą miłość odpowiada właśnie oksytocyna – powiedział dr Wojciech , neurobiolog z Uniwersytetu Gdańskiego. – Ten hormon uwalniany jest podczas kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Im częściej dana para się przytula, dotyka, uprawia seks, tym więcej oksytocyny powstaje i to cały czas nasila więź. Powstaje pętla dodatniego wzmocnienia, która powoduje, że miłość staje się coraz silniejsza. Kiedy ustaje bliskość, a ludzie w sensie fizycznym oddalają się od siebie, wówczas oksytocyny jest coraz mniej, więź staje się słabsza i może całkiem zaniknąć.
Czy wystarczy więc po prostu sztucznie obniżyć poziom tego hormonu, aby całkowicie się odkochać? Gdyby stało się to możliwe zyskaliby nie tylko nieszczęśliwie zakochani, ale także ludzie pozostający w toksycznych związkach. Po decyzji „zrywam z nią” czy „rozwodzimy się” należałoby tylko zażyć odpowiednią pigułkę i załatwić formalności.
Prawdopodobnie nie będzie to jednak aż tak proste, ponieważ uczucia nie są wynikiem działania pojedynczej substancji chemicznej, ale kilku hormonów oraz neuroprzekaźników. Wiadomo np., że miłość pobudzana jest przez fragment ciała prążkowanego w mózgu, który jest odpowiedzialny za nadawanie wartości działaniom związanym z nagradzaniem czy odczuwaniem przyjemności. Ten sam obszar zostaje aktywowany w odpowiedzi na uzależnienie narkotykowe. To już o wiele bardziej skomplikowany mechanizm. Po co więc tworzyć farmakologiczny preparat, który będzie go blokował?
Idea remedium na miłość jest zdaniem Oksfordzkiego zespołu naukowców tak stara jak ludzka zdolność do nazywania stanu zakochania. Starożytni i średniowieczni medycy leczyli miłość upuszczając krew lub zalecając intensywny wysiłek fizyczny. Nowoczesna psychofarmakologia ma jednak w swojej ofercie nieco bardziej wyrafinowane metody.
Badacze z Oksfordu postulują, że poszukiwanie leków pomagających wyjść z uzależnienia od narkotyków czy alkoholu powinno w konsekwencji doprowadzić do stworzenia substancji, która wyłączy w mózgu odczuwanie miłości. Pytanie jednak, czy tylko do konkretnej osoby? A może przestalibyśmy w ogóle odczuwać cokolwiek i zaczęlibyśmy żyć w uczuciowej izolacji od innych ludzi?
Brian Earp, Anders Sandberg i Julian Savulescu, autorzy publikacji opisującej potencjalne korzyści stworzenia „pigułki na miłość”, nie podają na razie przykładów substancji, które miałyby tak piorunujące działanie na ludzki mózg. Sugerują jedynie, że opracowanie takiego leku leży w możliwościach nowoczesnej farmakologii i ze względu na ilość problemów psychicznych i społecznych generowanych przez niewłaściwie ulokowane uczucia, ktoś powinien podjąć się próby jego stworzenia.
Komentarze
0 comment