views
Jest to jednak życie tak jałowe, tak straszne i tak samotne, że jego perspektywa przeraża jeszcze bardziej niż widmo zagłady i śmierci. Czy to oznacza, że przeżyć (doświadczyć i/lub przetrwać) koniec świata to wyzwanie?
Kino nie daje na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, choć padało ono i pada w nim nieustannie. Bo koniec świata to bardzo wdzięczny materiał na fabułę i wielkie widowisko. Filmowcy wielokrotnie stawiali sobie za cel dać obraz ludzkim wyobrażeniom o dniu zagłady. Wyprawy kosmiczne, nowoczesne technologie, brygady naukowców, spotkania z przybyszami z innych planet, śmiertelne wirusy – to tylko niektóre elementy fabularne, mające wstrząsnąć, zachwycić, przerazić, słowem, zrobić wrażenie na przerażonych widzach. Przerażonych, ale i szczęśliwych, że są bezpieczni, że to tylko fikcja, że w rzeczywistości końca świata nie ma i nie będzie. Przynajmniej za ich życia.
Filmy o końcu świata układają się w bardzo konkretne grupy, powiązane nie tylko formą prezentowania końca, ale przede wszystkim sposobem ujęcia tematu i – pośrednio – przyczyną zagłady. Najczęstszą propozycją kina końca są filmy katastroficzne – pełne efektów specjalnych, przerażonych tłumów i wielkodusznych jednostek, które ratują świat przed ostatecznym zniszczeniem. Nie są to arcydzieła. Nierealność treści, nastawienie na widowiskowość, płytkość pojedynczych wątków i dialogów, wreszcie usilna dążność do ocalenia, motywowana strachem przed pokazaniem prawdziwego końca nieraz niszczą przekaz i nie pozostawiają po sobie w pamięci ani śladu.Ta nadzieja przetrwania jest głównym tematem także filmów kwalifikowanych roboczo do kolejnej kategorii. W filmach apokaliptycznych na próżno szukać końca świata. Koniec świata już tu był, zrobił swoje i pozostawił ziemski padół w stanie wyniszczenia. Pojedyncze jednostki, którym udało się przeżyć, wyruszają w wędrówkę po kraju w poszukiwaniu żywności, paliwa, kawałka dachu nad głową, przede wszystkim zaś nadziei na lepsze jutro. Świat po końcu jest tu niezwykle przygnębiający, szary, jałowy, pusty i cichy, przerywany jedynie odgłosami walki – ale częściej na śmierć niż życie. Ludzkość po apokalipsie nie prezentuje się bowiem najlepiej – podział na lepszych i gorszych, bogatszych i biedniejszych zastąpiony został przez siłę i słabość. Reprezentanci pierwszej cnoty grabią, gwałcą i zabijają, przedstawiciele drugiej – umierają z ręki tych pierwszych lub ostatkiem sił uciekają, z przerażeniem odkrywając, że aby pokonać silnych, trzeba się nimi stać.
Końca świata – paradoksalnie – nie ma też w filmach epidemiologicznych. Jest tu raczej jego widmo i to widmo wzięte w duży cudzysłów. Bo kto powiedział, że gdy zginie ludzkość, zginie też świat? Te i wiele innych filmów końca udowadniają przecież, że człowiek – w obliczu natury, kosmosu, losu, Boga – jest tylko małym, bezbronnym atomem, pionkiem, poruszanym przez wielkie, nieobliczalne siły. Epidemia, jako główny bohater filmów tej kategorii, nie wybiera – atakuje wszystkich, którzy wpadną jej w ręce, czyniąc o wiele większe szkody niż… śmierć. Śmiertelne wirusy, a właściwie obawa przed nimi, cierpieniem i długą, bolesną śmiercią, wyciągają z ludzi ich najgorsze, zwierzęce cechy. W takim stopniu, że niejednokrotnie zabijają siebie nawzajem szybciej niż zrobi to choroba.
Kino końca prezentuje też – rzadko i ostrożnie, ale niezwykle celnie – filmy, w których koniec świata nie jest ani katastrofą, ani apokalipsą, ani okrutną śmiercią spowodowaną zakażeniem. To koniec sensu stricto, ukazany w skali mikro, jednostkowo i bardzo indywidualnie. Czasem to prywatna (samo)zagłada, czasem koniec pewnej drogi, marzeń, celów, przypieczętowanych – niby przy okazji – zniszczeniem całego świata. Tak jakby nasz koniec był końcem wszystkiego. Umieramy my, więc umiera też świat. Jakie to proste.
Podobnie jak w przypadku filmów o nauczycielach, poniższe zestawienie nie jest żadnym rankingiem ani pełną listą filmów o końcu świata. Sama tematyka może być przecież postrzegana w rozmaity sposób, oglądana z różnych perspektyw i rozumiana bardzo wieloznacznie. Nie tłumaczę się więc z braków, choć nieobecność takich filmów jak Wojna światów, Mgła, I stanie się koniec czy 28 dni później może zdumiewać. Zachowana została chronologia, ale pod względem jakości poniższe filmy różnią się diametralnie. Jedne są bardzo kiepskie, inne znośne, zaledwie kilka całkiem do rzeczy – i to te właśnie są moją propozycją na ten dzisiejszy, „majowy” koniec świata:) Jeśli nie zdążycie po nie sięgnąć przed końcem świata, nie martwcie się – na pewno będą następne…
Armageddon (1998)
Klasyka gatunku. Ekipa specjalistów od odwiertów, niemających większego pojęcia o kosmosie, wyrusza w wyprawę, która ma na celu uchronienie świata przed zagładą. Z Brucem Willisem na czele. Świetnie napisana, trzymająca w napięciu, oferująca widzowi wielkie emocje, fikcyjna historia o tym, ile warte jest dla świata poświęcenie jednostki. Must see.
Dzień zagłady (1998)
Dziwny to film. Dobry i zły jednocześnie, mający potencjał i zarazem kiepsko zrealizowany, nie poprowadzony tymi drogami, które były dla niego najlepsze. Jest tu wszystko właściwie, co spotykamy w kolejnych filmach katastroficznych: jakaś asteroida, wyprawa w celu jej zniszczenia (która – w odróżnieniu od Armageddonu choćby odbywa się jednak trochę w tle innych wydarzeń), polityczne decyzje, panika ludzkości, organizacja schronów, zaproszenia dla wybranych, przypadkowa sprawa dziennikarska i całkiem zwyczajne, ludzkie dramaty (matka) i uczucia (młodzi). W przerażającej większości źle zagrany, chcący pokazać zbyt wiele jednocześnie, rozmieniający się na drobne film, z którego przy odrobinie strategii można było stworzyć coś lepszego.
Jądro Ziemi (2003)
Fabularnie Jądro Ziemi niewiele różni się od Armageddonu. I tu jest wyprawa (tym razem „dół”, nie zaś „górę”); i tu mamy grupę specjalistów (trochę jednak bardziej doświadczonych w „kosmicznych” sprawach niż ekipa Bruce’a), którzy muszą zmierzyć się z ogromnym niebezpieczeństwem i depczącym im po piętach czasie, pozostałym do zagłady; i tu wreszcie udowadnia się, że człowiek nie do końca jest tylko owym atomem, którego działanie w gruncie rzeczy nic nie znaczy. Wtórnie i – mimo dobrej obsady (Swank, Eckhart, Tucci) – dość płasko i bezpłciowo.
Pojutrze (2004)
To pierwszy z serii spektakularnych widowisk o końcu świata. Film zrobiony z rozmachem, szafujący na prawo i lewo efektami, a przy tym zachowujący resztki przyzwoitości i serwujący przy okazji fantastycznych zdjęć jeszcze kawałek interesującej fabuły. Może i naciąganej, może i nieprawdopodobnej, ale wciągającej i dobrze podanej. Must see.
Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (2008)
A gdyby się okazało, że o naszym być albo nie być decydują mieszkańcy innej… planety? W dodatku mocno trącnięci na punkcie ochrony środowiska, gotowi ocalić jedynie członków grinpisa? Właśnie o tym traktuje ten kiepski, nieprawdopodobny i niczym do siebie niezachęcający film. Keanu-kamienna-twarz-Reaves chce zgładzić ludzkość, bo ta nie dba o dobro, które zostało jej powierzone. Oczywiście, bardzo się myli (ooo-czy-wiście), o czym usilnie i jakże mało przekonująco próbuje go przekonać Jennifer Connelly. Nic, o czym chcielibyśmy wiedzieć.
Trzy dni (2008)
Tytułowe trzy dni to czas, jaki pozostał mieszkańcom Ziemi do końca świata. Naturalne – i niezwykle ciekawe do podglądania – reakcje ludzi zostają jednak przysłonięte irracjonalną historią patologicznej rodziny, która spotyka na swojej drodze ku końcu jeszcze większą patologię w ludzkiej postaci. Ludzie ludziom zgotowali ten los? Glosa do apokalipsy?
Zapowiedź (2009)
To naprawdę dobry film… byłby. Sam pomysł wprowadzenia nawiedzonego dziecka, spisującego zaszyfrowaną wiadomość dla przyszłych pokoleń, cyfry zwiastujące katastrofy i śmierć, kapsuła czasu, ogarnięty naukowiec (mimo że o twarzy Cage’a), połapanie się w całym tym bałaganie, próba ucieczki przed zagładą – wszystko to było naprawdę niezłym pomysłem na film. Zwieńczone faktycznym finałem prezentowałoby rasowy film o końcu świata i pierwszorzędną propozycję w tym temacie. Gdyby nie szepty, ludzie z mroku i metafora raju. Za dużo i za bardzo. Tak się kończy silenie się na przesłanie, które nikomu nie jest już dziś potrzebne. Szkoda.
2012 (2009)
Najświeższy twór katastroficzny katastrofą nie jest tylko z uwagi na wspaniałe efekty specjalne, a konkretnie: talent ekipy technicznej pracującej nad filmem, która potrafiła ustawić odpowiednio makiety, a później pobawić się nimi w komputerze. Mimo wielkich zapowiedzi, film nie reprezentuje sobą zupełnie nic. Historia spod znaku „omc” (o mało co) prowadzi do trywialnego zakończenia, a poniesione straty nie martwią zupełnie nikogo. Banał.
FILMY APOKALIPTYCZNE
Jestem legendą (2007)
Droga (2009)
Droga to nie tylko wędrówka za życiem. To przede wszystkim wyprawa ojca, której treścią jest jego syn, a największym wyzwaniem nie walka o przetrwanie czy próba ocalenia w ogniu grabieży i mordów, a własne ojcostwo. To redefiniowanie siebie jako człowieka i weryfikowanie dotychczasowych przekonań w konfrontacji z młodym, chłonnym, ciekawym świata i bardzo jeszcze naiwnym umysłem. Droga, którą przechodzi fantastycznie zagrany przez Viggo Mortensena ojciec wraz z synem pełna jest zasadzek. I choć to, co ich spotyka intryguje, zdumiewa, przeraża, (tylko) czasem cieszy, to prawdziwą treścią filmu są dialogi między bohaterami, dialogi mówiące o człowieku i jego największej potrzebie. Must see.
Księga ocalenia (2010)
Ten film może wydać się odrealniony, zbyt dogmatyczny, nudny, pozbawiony większej treści. I choć rzeczywiście forma Księgi ocalenia może nieco drażnić, a historia dłużyć się, metaforyka filmu rekompensuje te niedogodności. Finalne przesłanie jest nie tylko spójne, ale – wreszcie – przekonujące i… pokrzepiające. W zdrowy, nienachalny sposób. Warte uwagi.
The Divide (2011)
Zamknięta w piwnicznym schronie grupa ludzi płci obojga – czy to może dobrze się skończyć? Okrutnie męczący, duszny (akcja dzieje się w tej samej przestrzeni przez bite dwie godziny), niespójny (pozaczynane i niezakończone wątki), brutalny i obrzydliwy film, ale mówi o człowieku i jego człowieczeństwie więcej niż niejedna apokalipsa. Homo homini lupus est? Coś jakby. I ten finał. No właśnie. Warto?
Hell (2011)
Droga po niemiecku. Nieudana Droga po niemiecku. Znów nieważne jest to, dlaczego zdarzyła się apokalipsa, znów na pierwszy plan wysuwają się ocalałe jednostki, które wyruszają przed siebie, by narażać się na jeszcze większe niebezpieczeństwo i poddawać samych siebie próbie. Nic nowego, nic dobrego
FILMY EPIDEMIOLOGICZNE
Zdarzenie (2004)
Epidemia samobójstw – to rzeczywiście brzmi przerażająco. Nie dziwi wcale, że główni bohaterowie filmu wieją, gdzie pieprz rośnie, by ta plaga nie spadła także na nich. Sam pomysł na fabułę godny uwagi i niosący wiele możliwości, jego realizacja jednak pozostawia wiele do życzenia. Ckliwie, pobieżnie i sztampowo. Szkoda.
Miasto ślepców (2008)
To – zdaje się – najlepszy film epidemiologiczny pod względem wyboru tematu (czyt. przyczyny) epidemii. Zarazić się ślepotą? Niemożliwe. Tak niemożliwe, że aż… intrygujące. Później jest już trochę bardziej typowo: są silni i słabi, jest walka o władzę i przetrwanie, znów ludzie ludziom i te zgrozy. Świetnie zarysowane sylwetki bohaterów, z „ocaloną” (rewelacyjna Julianne Moore) na czele, garść trafnych spostrzeżeń na temat kondycji współczesnego człowieka i wskazanie na podstawowe mechanizmy obronne wynagradza każdą niesnaskę. Must see.
Zabójczy wirus (2009)
Jedyny film w tym zestawieniu wyprodukowany na potrzeby małego ekranu. Paradoksalnie, bo w porównaniu do innych produkcji telewizyjnych (jak choćby kiepściuni Dzień apokalipsy sprzed dwóch lat), reprezentuje niemalże kinowy poziom. Co nie znaczy wcale, że to film dobry. Nie. Zabójczy wirus to nieskomplikowana, przeciętna historia o czwórce przyjaciół, którzy przemierzają puste amerykańskie drogi, by dotrzeć do bezpiecznego w ich mniemaniu celu – tam, gdzie okropny wirus, serwujący powolną śmierć w ogromnych boleściach, nie sięga. A nie sięga, bo tak chcą bohaterowie. I gdy tak wierzą w tę swoją siłę sprawczą, napotykają trudności. Bo wirus nie wybiera.
Contagion – Epidemia strachu (2011)
Klasyczny film epidemiologiczny: jest przypadek „0”, jest mutujący się wirus, są naukowcy usilnie próbujący odkryć antidotum, są też kwarantanny i całe masy bohaterów, próbujących ochronić przed zakażeniem siebie i swoich bliskich. Dużo wszystkiego, dużo za dużo. Kilka dramatów, które próbowano tu przemycić, wypadło nieprzekonująco i zagubiło się w zastraszonym tłumie, pozostawiając po sobie w pamięci widza jedynie trupio bladą twarz Gwyneth Paltrow, psychicznego Jude’a Lawa i Matta Damona z beznadziejną brodą. A, i naukę rodem z Klanu: dzieci, umyjcie rączki. Wiele hałasu o nic.
Obejrzyj także inne filmy:
- Weekend (2010) - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
- Tron: Dziedzictwo (TRON: Legacy) 2010 - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
- Uprowadzona Alice Creed (The Disappearance of Alice Creed) 2009 - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
- Och, życie (Life as We Know It) 2010 - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
- Gwiezdne wojny: Część VI - Powrót Jedi Star Wars (1983) - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
- Gwiezdne wojny: Część V - Imperium kontratakuje (1980) - Gdzie obejrzeć cały film online za darmo z lektorem?
Komentarze
1 comment
Wszystkie widziałem. Epidemia strachu to najlepszy film na obecne czasy