Kiedy kobieta kocha kobietę? Co to znaczy być lesbijką?
Kiedy kobieta kocha kobietę? Co to znaczy być lesbijką?
Wszyscy o nich słyszeli. Większość z nas - bo aż 75% deklaruje, że żadnej nie zna. Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że jest nią co 20 kobieta. Lesbijki - kobiety, które kochają kobiety, chcą tworzyć pary, uprawiać seks, dzielić ze swoimi partnerkami zwykłe codzienne smutki i przyjemności.

Dlaczego nie wychodzą z szafy? Jak wygląda ich życie, o co walczą, jak kochają? Na te pytania odpowiadają kobiety, które nie wstydzą się swojej orientacji seksualnej i chcą, by o polskich lesbijkach było głośno. Dlaczego? Bo im częściej się o nich mówi, im więcej osób zna choć jedną homoseksualną osobę - tym większa akceptacja społeczna. Jej brakuje najbardziej.

Całe miasto siedzi w szafie
Trudno o rzetelne statystyki mówiące o liczbie lesbijek w Polsce. Najczęściej badania dotyczące tego zjawiska przeprowadza się w Internecie, a to poważnie zniekształca wynik. Po pierwsze - zawęża grupę badanych do osób korzystających z tego narzędzia - wykluczając tym samym większość osób po 60. roku życia i dużą część kobiet z małych miejscowości. Poza tym, na pytanie w sieci, odpowiada kto chce. I oczywiście - jak w każdym badaniu - co chce. Dlatego trudno się dziwić, że zaglądając na strony internetowe różnych organizacji zajmujących się m.in. działaniem na rzecz mniejszości seksualnych, znajdziemy różne dane. Niektóre z nich podają, że w Polsce żyje około 800 tys. lesbijek, inne – że kobiet homoseksualnych jest ponad milion. - Uczeni twierdzą, że wśród populacji ludzkiej od 2 do 13 proc. to osoby o orientacji homoseksualnej. Bezpiecznie przyjmuje się więc, że 5 proc. każdego społeczeństwa to geje i lesbijki. Skoro więc w Polsce żyje 13 mln kobiet w wieku 15 - 64 lata - możemy obliczyć, że 650 tys. to lesbijki. Ponadto, rośnie nam "armia" kolejnych, które nie ukończyły jeszcze 15 lat. Jest ich około 150 tys. - mówi Yga Kostrzewa, rzeczniczka prasowa organizacji wspierającej mniejszości seksualne Lambda Warszawa.

W szafie cieplej?
- Niewiele lesbijek decyduje się na coming out (coming out of the closet - czyli wyjście z szafy, ujawnienie swojej orientacji - dop. red.) Na podstawie własnych obserwacji szacuję, że robi to mniej niż 10 proc. - mówi Yga Kostrzewa, która ujawniła się publicznie jako lesbijka już 12 lat temu. - Przyczyny ukrywania się są bardzo różne. Dominuje strach. Strach przed nieznanym. Przed zwolnieniem z pracy, wyrzuceniem z domu, utratą znajomych. W Polsce ciągle jeszcze słyszymy, że homoseksualista jest kimś złym, że homoseksualizm to grzech lub choroba, którą trzeba leczyć. Takie podejście sprawia, że geje i lesbijki czują się źle sami ze sobą, mają problemy z zaakceptowaniem własnej orientacji, nie mówiąc o ujawnianiu się - dodaje. - Nie zapominajmy też o dyskryminacji fizycznej. Bicie, tak zwane gwałty naprawcze, które mają sprowadzić ofiarę "na dobrą drogę", wyzwiska. Jest się z czym zmierzyć.

Przeczytaj: Kiedy i dlaczego rozpadają się związki? Zobacz statystyki

Z raportu opracowanego przez Kampanię Przeciw Homofobii i Stowarzyszenie Lambda Warszawa w 2007 roku wynika, że aż 14 proc. lesbijek, w czasie dwóch lat przed badaniem, doznało przemocy fizycznej na tle ich orientacji seksualnej. Duża część z nich więcej niż raz. Większość badanych była potrącana, szarpana lub kopana. Co trzecia lesbijka zetknęła się z zaczepkami seksualnymi i naruszeniem nietykalności fizycznej. Co czwarta została pobita, a 4 proc. badanych lesbijek doznało przemocy seksualnej. - Dla niektórych wyjście z szafy to jak przejście na drugą stronę - nie ma odwrotu. A w szafie jest ciepło i przytulnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Nie słychać homofobicznych komentarzy - przynajmniej tych adresowanych do nas. Raczej nie grozi nam przemoc. Tylko około 10 proc. lesbijek ujawnia swoją orientację w pracy lub na uczelni. Ponad połowa ukrywa fakt mieszkania z partnerką. Siedzimy więc w szafie i nadal nas biją - fizycznie i psychicznie - mówi Monika Czaplicka, studentka z Warszawy. - Ale łatwiej sobie tłumaczyć, że będąc w szafie nic nam nie grozi, niż wyjść i stanąć ze swoimi oprawcami twarzą w twarz. To trochę jak z jaskinią Platona - są Ci, którzy patrzą na cienie i Ci, którzy widzą oryginalne kształty.

Wyjdźcie z szafy!
23-letnia Monika Czaplicka z Warszawy na coming out zdecydowała się dwa lata temu. Teraz działa w Kampanii Przeciw Homofobii, koordynuje portal Homoseksualizm.org.pl, jest członkiem zarządu Fundacji Równości... długo by wymieniać wszystkie działania, które podejmuje na rzecz mniejszości seksualnych. I choć jej ujawnienie się wcale nie wywołało entuzjazmu wśród bliskich, Monika namawia inne kobiety, by zdecydowały się wyjść z szafy.


- Jak wszystko, wyjście z szafy ma swoje ciemne strony. Minęły dwa lata od mojego coming outu, a moi rodzice nadal mają nadzieję, że mi "przejdzie" - że to tylko faza. Różnie mi się z nimi układa. Mimo to uważam, że zdecydowanie było warto - mówi. - Poza szafą człowiek czuje się zupełnie inaczej. Ludzie też inaczej na niego patrzą. Pamiętam czasy niedomówień, kiedy rozmawiając z koleżankami o chłopakach musiałam plątać się w kłamstwach, wysyłać udawane zdjęcia, pamiętać imiona mężczyzn, z którymi mnie nic nie łączyło - opowiada Monika. - Namawiam inne kobiety, bo im więcej nas jest poza szafą, tym łatwiej nam wszystkim jest. Ludzie przestaną się dziwić i traktować nas inaczej. Jeśli ktoś nie zna żadnej lesbijki - często jest nastawiony negatywnie. Ale jak pozna - szczególnie kogoś z otoczenia, zaczyna być ok. Wiadomo, że ciężko jest być "jedynym gejem we wsi", ale kiedy robi się ich kilku - jest dużo łatwiej. Nawet badania socjologiczne mówią, że osoby, które znają osobiście geja lub lesbijkę (wyoutowanych) są nam przyjaźniejsi - popierają legalizację związków i myślą o nas "lepiej". Coming out uwalnia - dodaje pani Monika. - Nie mówię, że coming out to jakaś nirwana - ale nie znam osoby, która, gdyby mogła, wolałaby zostać w szafie. Czasem moment wyjścia nie był dobrze dobrany, ale poza szafą jest lepiej.


Przeczytaj: Jak budować głębokie relacje w związku?

31-letnia Magda z Zielonej Góry nie ujawnia swojej orientacji tak jednoznacznie. Wiedzą o niej najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy. I choć nie stara się ukryć, że jest lesbijką, są ludzie, o których wolałaby, by zostali nieświadomi jej orientacji. Dlaczego? Jest nie tylko lesbijką, ale i osobą niepełnosprawną - a to już dwa powody, by odczuć na własnej skórze nietolerancję. - Niepełnosprawność widać, orientacji seksualnej nie, więc przykrości jakich doznaj częściej wiążą się z tym pierwszym - mówi Magda. - Myślę, że moi sąsiedzi nawet nie wiedzą, że jestem osobą homoseksualną, za to widzą sprzęt rehabilitacyjny, który trzymam na balkonie. Sądzę więc, że wrzucanie puszek po piwie i innych śmieci na mój balkon, wulgarne zaczepki czy mocz regularnie oddawany na wycieraczkę przed drzwiami to raczej reakcja na moją niepełnosprawność, a nie orientację seksualną - mówi z pełnym spokojem. - Jednak biorąc to pod uwagę, chyba łatwo zrozumieć, dlaczego nie obnoszę się jako lesbijka, choć specjalnie tego nie ukrywam. Są i inne powody. Zły stan zdrowia dziadka, który jako jedyny z rodziny nie został "wtajemniczony". - Jest w ciężkim stanie, nie chcę dokładać mu zmartwienia - mówi Magda. - Nie obnoszę się też z moją orientacją ze względu na tatę, który obawia się o swoje relacje ze współpracownikami, gdyby wiedzieli że jestem lesbijką

O co walczą kobiety kochające kobiety?

Większość lesbijek przyznaje, że ich sytuacja się zmienia. Jednak nie ze względu na politykę państwa lub system edukacyjny, a dlatego, że coraz więcej jest "wyoutowanych", którzy przekonują do siebie ludzi. Odgórnej pomocy nie mają. Starają się o nią walczyć. - Co władze mogłyby dla nas zrobić? Mogłyby wprowadzić przepisy o związkach partnerskich albo zmienić szeroko przepisy o związkach nieformalnych (tzw. konkubinatach). Żebyśmy nie były dla siebie obcymi osobami w świetle prawa. Mogłyby implementować unijne wytyczne w kwestii przestępstw z nienawiści, nie tylko zresztą ze względu na orientację. Żeby było jasne, że to są wykroczenia, że gejów i lesbijki państwo chroni tak samo jak Żydów (tu też nie jest dobrze) czy niepełnosprawnych właśnie. Dopilnować, żeby w podręcznikach szkolnych nie było treści jednoznacznie homofobicznych, na przykład informacji, że homoseksualizm to zboczenie czy choroba - wymienia jednym tchem pani Magda. Potwierdza to Monika Czaplicka. - Mniejszość seksualna nie ma narzędzi prawnych do ochrony przed mową nienawiści - w przeciwieństwie do wielu krajów Zachodniej Europy. W Polsce nie ma nawet porządnej ustawy antydyskryminacyjnej (nie licząc zakazu dyskryminacji w pracy, ale to zasługa Unii Europejskiej). Poza Polską ustawy takiej nie mają tylko Ukraina, Białoruś, Watykan i San Marino - mówi młoda kobieta. - Ciągle słyszymy, że lesbijki czy geje chcą od państwa jakichś "specjalnych przywilejów". Związek partnerski nie jest przywilejem. Jest prawem, którego nie mam, a powinnam. Gdybym była heteroseksualna i znalazła chłopaka, mogłabym wziąć ślub i wszystko byłoby dobrze. Jako samotna matka mogę adoptować dziecko, jeśli spełniam kryteria adopcyjne. Jako lesbijka nie mam prawa zabezpieczyć swojej partnerki i nie mam prawa mieć z nią dziecka. Jedna matka jest lepsza niż dwie - w myśl polskiego prawa - opowiada Monika Czaplicka i dodaje. - Jeśli moja partnerka będzie miała dziecko - nawet jeśli będę kimś, kogo dziecko będzie traktowało jako drugiego rodzica, to i tak nie mam prawa go przysposobić. Może się więc okazać, że po 10 latach (od urodzenia dziecka) moja partnerka zginie, a dziecko, nie mając innej rodziny, wyląduje w domu dziecka. A ja dopiero wtedy mam prawo, jako samotna kobieta, spróbować je adoptować.
Wiele lesbijek uważa, że dzisiejsze prawo jawnie je dyskryminuje. - Kiedy uczelnia przyznaje mi przydział mieszkaniowy, to jednoosobowy. Dwuosobowy jest dla małżeństw. Nie mówię, że gdyby przepisy były inne, za dwa dni zarejestrowałabym mój związek z ukochaną. Ale miałybyśmy ten sam wybór, co pary różnopłciowe. Albo to, że nie możemy się nawzajem obejmować ubezpieczeniem - wylicza pani Magda. - Chciałabym wiedzieć, że kiedy umrę, nie będzie problemu z podziałem spadku, nawet jeśli nie sporządzę testamentu, a kobieta, którą kocham, nie będzie płacić ogromnego podatku, bo według państwa, ona jest mi obca - dodaje Monika Czaplicka.

- Chciałabym, żeby była przy moim łóżku w szpitalu, kiedy będę nieprzytomna, bo będzie miała do tego prawo bez zaświadczeń, potwierdzeń i dowodów. Jeśli umrę, chcę mięć pewność, że ona będzie miała prawo mnie pochować na równi z moim bratem czy rodzicami. Chciałabym wspólnego opodatkowania, obowiązku alimentacyjnego, a przede wszystkim, żeby ludzie traktowali mój związek równie poważnie, jak ja go traktuję. Mam takie same możliwości reprodukcyjne, jak inne kobiety - mogę zajść w ciążę, mogę adoptować dziecko - moja orientacja mi w tym nie przeszkadza. To nie jest specjalne prawo - to prawo, które ma każdy obywatel w związku różnopłciowym, który płaci takie same podatki, jest takim samym obywatelem. Przynajmniej teoretycznie, bo ja się czuję obywatelem drugiej kategorii - mówi gorzko.
- To nie są abstrakcyjne historie, które mogą się zdarzyć kiedyś komuś tam. To są problemy często codzienne - dodaje. - To opowieści osób, które przychodzą do prawników w KPH, dramaty moich przyjaciół i znajomych. Działanie na rzecz wprowadzenia ustawy o związkach partnerskich jest obecnie jednym z głównych postulatów, jakimi zajmują się organizacje działające na rzecz gejów i lesbijek. - Kolejnym ważnym postulatem jest ustanowienie przepisów o mowie nienawiści - dodaje Yga Kostrzewa z Lambdy Warszawa.

Mniejszość wśród mniejszości
Wielu z nas wydaje się, że rzeczywistość gejów i lesbijek jest taka sama. Często używamy nawet określenia „gej”, myśląc zarówno o homoseksualnych paniach, jak i panach. Lesbijki nie czują się z tym najlepiej. - Lesbijki mają o tyle gorzej, że dotyka je podwójne wykluczenie: jako mniejszość seksualną i jako kobiety. Wystarczy przyjrzeć się wiadomościom: "parada gejowska przeszła ulicami Warszawy". „Gejowski” w języku polskim oznacza gejów i tylko gejów - czyli mężczyzn. Apogeum dyskryminacji osiągnęli dziennikarze relacjonujący sprawę sądową, gdzie cztery kobiety były oskarżającymi. Kiedy wygrały, nagłówki gazetowe grzmiały: "geje wygrali w sądzie" - opowiada pani Monika. - Nas nie traktuje się poważnie. Lesbijki to mogą w porno występować, bo są fajne, a jeszcze lepiej, jak dwie panie się rozkręcą, a potem wejdzie między nie prawdziwy ogier, który pokaże im, jak się uprawia seks. Bo oczywiście przeciętny człowiek nie potrafi sobie wyobrazić, jak dwie dziewczyny mogą "to" robić - mówi. - Nie traktuje się nas poważnie, bo wiadomo, że kobiety mogą być bliżej siebie niż mężczyźni. Dwie dziewczyny idące za rękę nie wzbudzają takich emocji, jak dwóch chłopaków. Możemy się przytulać czy dotykać i jest to bardziej akceptowane, ale dlatego też częściej pomijane i traktowane jak zabawa. Przecież wiadomo, że dziewczyny się ze sobą bawią, dopóki nie pojawi się "prawdziwy mężczyzna".

Opinię pani Moniki potwierdza Yga Kostrzewa. - Kulturowo jest przyjęte, że dwie kobiety mogą się trzymać za ręce, okazywać bliskość. Dlatego para kobiet jest traktowana z niedowierzaniem, z pobłażaniem, że to tylko "takie przejściowe". Nie są traktowane poważnie - ocenia rzeczniczka Lambdy

Ona i ona, czyli historia miłosna
Nie ma wątpliwości, że lesbijka to gorący i kontrowersyjny temat. Najciekawsze jest to, że cały szum, nietolerancja, walka dotyczy sprawy bardzo prostej - miłości. Miłości dwóch dorosłych osób. Jednak w dyskusjach na temat praw lesbijek, ta miłość właśnie, o którą przecież chodzi, w ogóle nie występuje. Mówimy o grzechu - który przecież nie jest naszym grzechem, więc dlaczego nas interesuje? Mówimy o zboczeniu - choć wszystkie organizacje medyczne stwierdziły jednoznacznie, że homoseksualizm nie jest chorobą i nie ma tu nic do leczenia. Mówimy o równouprawnieniu w kategorii nadania "specjalnych przywilejów". Mówimy nawet o wstrętnym, obrzydliwym seksie - myśląc zazwyczaj o pornografii. Ale nie mówimy o miłości. Mówią o niej lesbijki. Bo gdyby ona się nie pojawiła - nie byłoby o czym mówić. Wbrew pozorom ich historie miłosne nie różnią się od tych, które usłyszymy od osób heteroseksualnych. Jest w nich fascynacja, bliskość, czułość. Jest też pożądanie i seks. Są też miłosne zawody, rozczarowania, rozstania... Zanim więc potępimy, wyzwiemy, oplujemy - dowiedzmy się o co walczą lesbijki.

Historia Magdy z Zielonej Góry
Mój pierwszy związek był z mężczyzną i trwał siedem lat. Odeszłam ja - bo czułam się traktowana przedmiotowo, nie po partnersku, tylko jak dziecko albo pies, wbrew zapewnieniom niekochana. Ne miałam w tym związku nic do powiedzenia. Zdarzały nam się wielkie konflikty, ale nie zdrady. Pod koniec tego okresu zdarzało mi się intensywnie, niemal boleśnie odczuwać atrakcyjność innych ludzi, głównie kobiet. Nigdy nie próbowałam nikogo poderwać poza związkiem, ale kiedy zostałam na własne życzenie sama, byłam bardziej gotowa obejrzeć się za kobietą niż za mężczyzną. Nie planowałam związku, nie szukałam, ale los zetknął mnie z pewną bardzo seksowną lesbijką, która wprawdzie nie chciała ze mną być, ale chciała czegoś ode mnie, co zaowocowało kilkumiesięcznym... Związkiem? Romansem? Sama nie wiem, jak to nazwać. Odkryłam we mnie mnóstwo seksu. Wszystko w życiu podporządkowałam jej. Mieszkałyśmy razem, a ona, jeśli akurat nie była zła, traktowała mnie jak swoją kobietę. To był niedobry układ i nie umiem dzisiaj powiedzieć, czy byłam w niej zakochana, czy tylko po uszy nią zauroczona. W końcu zaczęły ją denerwować moje miłosne i seksualne oczekiwania wobec niej i zniknęła z mojego życia. Był okres czarnej rozpaczy, ale niespodziewanie szybko minął. I wtedy pojawiła się Gosia. Kocham ją nieprzytomnie i chcę, żeby tak zostało. Mama mojej dziewczyny jest bardzo konserwatywna. Na pierwsze lesbijskie sygnały z jej strony zareagowała 15 lat temu histeryczną agresją i groźbami popełnienia samobójstwa. Dziś w podobny nastrój wprowadzają ją nawet podejrzenia, że Gosia mogłaby być z kobietą. Jesteśmy ze sobą krótko, bo dopiero 9 miesięcy. Rzadko jednak mamy okazję pomieszkać razem dłużej, niż cztery dni. Owszem, wynajmujemy wspólnie mieszkanie, skromne ale przyjemne, ale przeszkadza nam to, że Gosia musi się ukrywać przed rodziną, a pracę ma w Niemczech. Pracujemy nad tym, żeby być bliżej, widywać się częściej i na dłużej, mieć normalne życie. Brakuje nam wspólnie spędzanego czasu, seksu, przytulania, spania razem, urządzania się razem, jeżdżenia na rowerach, spacerów. I seksu.
Wspominałam o seksie? Jasne strony naszego związku dają się sprowadzić do jednej myśli, która towarzyszy mi bez przerwy. "Jest cudownie. Ona Jest Cudowna". Daje mi ogromne wsparcie, ciepło, poczucie bycia chcianą, kochaną i potrzebną. Sprawia, że mimo deformacji i obniżonej sprawności, potrafię poczuć się atrakcyjna. Szalenie imponuje mi dojrzałością emocjonalną, wielką zaradnością, życiowym doświadczeniem. Dzięki niej, z nią - jestem szczęśliwa. Przeczytaj również

Przeczytaj również:



 

Komentarze

https://minds.pl/assets/images/user-avatar-s.jpg

0 comment

Nikt jeszcze nie napisał komentarza!