views
Usta wyewoluowały, byśmy mogli jeść, później przystosowały się do mowy. Całowanie pozwala nam natomiast zaspokoić zupełnie inny rodzaj głodu: uruchamia ono w ciele szereg impulsów nerwowych oraz wyzwala substancje chemiczne, które przekazują wiadomości w postaci doznań dotykowych, podniecenia seksualnego, poczucia bliskości, motywacji, a nawet euforii. Nie wszystkie te wiadomości mają charakter wewnętrzny. W końcu do całowania trzeba dwojga, zatem oboje partnerzy otrzymują silny komunikat Pocałunki mogą przekazać informacje na temat statusu i przyszłości związku. Co więcej, jeśli pierwszy pocałunek nie powiedzie się, może to zniszczyć obiecujący związek.
Niektórzy naukowcy są przekonani, że całowanie wyłoniło się w toku ewolucji, dlatego że ułatwia wybór partnera. „Całowanie obejmuje bardzo skomplikowaną wymianę informacji węchowych, dotykowych oraz dotyczących dopasowania fizycznego, która może wpisywać się w ewolucyjne i nieświadome mechanizmy pozwalające ludziom określić, w jakim stopniu są do siebie genetycznie niepodobni” - powiedział Gordon Gallup z University at Albany, State University of New York, w wywiadzie dla BBC. Całowanie może nawet zdradzić, w jakim stopniu partner będzie skłonny poświęcić się wychowaniu dzieci, co jest bardzo ważnym elementem trwałego związku i jest kluczowe dla przetrwania naszego gatunku.
Zaspokoić głód
Cokolwiek by się działo w czasie pocałunku, w tym delikatnym i jednocześnie gwałtownym akcie zapisana jest historia ewolucji człowieka. W latach 60. ubiegłego wieku Desmond Morris, brytyjski zoolog, jako pierwszy zasugerował, że całowanie może pochodzić od sposobu, w jaki ssaki naczelne karmiły swoje młode - matki najpierw żuły pokarm, a potem wkładały go ustami do ust małych, układając wargi w charakterystyczny sposób. Tak karmią swoje potomstwo szympansy, zatem nasi ludzcy przodkowie robili to podobnie. Przykładanie odchylonych na zewnątrz warg do warg młodego mogło później stać się sposobem uspokajania głodnych dzieci, kiedy brakowało jedzenia, a z czasem - sposobem wyrażania uczucia i miłości. Gatunek ludzki rozwijał te rodzicielskie pocałunki również w innych kierunkach, aż wymyślił bardziej namiętną odmianę, którą praktykujemy obecnie.
Ewolucja intymnego pocałunku mogła zostać przyspieszona przez bezgłośnych chemicznych posłańców - feromony. Wiele zwierząt i roślin używa feromonów, by komunikować się z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Owady na przykład wydzielają feromony, by zasygnalizować obecność śladów jedzenia lub zainteresowanie seksualne. To, czy ludzie wyczuwają feromony, wciąż pozostaje pytaniem kontrowersyjnym. W przeciwieństwie do szczurów czy świń, nie posiadamy organu wyspecjalizowanego w wykrywaniu feromonów, czyli znajdującego się pomiędzy ustami a nosem narządu lemieszowo-nosowego. Jednak Sarah Woodley, biolog z Duquesne University, twierdzi, że ludzie są w stanie wyczuwać feromony przy pomocy nosa. Taka chemiczna komunikacja wyjaśniałaby wiele dziwnych zjawisk, jak na przykład tendencja do synchronizacji cyklów menstruacyjnych lokatorek akademika żeńskiego albo większe „zainteresowanie” kobiet zapachem koszulek noszonych przez mężczyzn, których układ odpornościowy genetycznie pasuje do ich własnego. Ludzkie feromony mogłyby obejmować androstenol, czyli składnik męskiego potu, który pobudza kobiety, oraz kopuliny, czyli hormony pochwowe, które -jak pokazują badania - powodują zwiększenie poziomu testosteronu u mężczyzn i wzmacniają ich „apetyt” seksualny. Jeżeli feromony rzeczywiście odgrywają rolę w ludzkich zalotach i prokreacji, to pocałunek byłby doskonałym sposobem na przenoszenie ich z jednej osoby na drugą. Takie zachowanie pojawiło się zatem być może dlatego, że ułatwia znalezienie odpowiedniego partnera, tym samym czyniąc miłość dosłownie ślepą. Intymny pocałunek mogliśmy również odziedziczyć po naszych przodkach - naczelnych. Na przykład szympansy bonobo, bardzo do nas podobne pod względem genetycznym (choć nie wywodzimy się bezpośrednio od nich) są wyjątkowo namiętnymi zwierzętami. Frans de Waal, badacz ssaków naczelnych z Emory University, przypomina sobie opowieść pewnego pracownika zoo. Przyjął on od bonobo pocałunek, który - jak oczekiwał - miał być przyjacielskim całusem. Zmienił jednak zdanie, gdy nagle poczuł w ustach język szympansa!
Dobra chemia
Wydaje się, że od czasu, kiedy wyewoluowało całowanie się, sam pocałunek nabrał właściwości uzależniających. Wargi, pokryte cieniutką warstwą skóry, są jednymi z najbardziej unerwionych części ciała. Kiedy całujemy, neurony, których zakończenia znajdują się w wargach, ustach oraz języku wysyłają sygnały do mózgu i ciała, powodując eksplozję przyjemnych doznań, intensywnych emocji i reakcji fizycznych. Gdy się całujemy, pracuje pięć spośród 12 lub 13 nerwów czaszkowych, które wpływają na funkcje mózgowe. Z warg, języka, policzków i nosa wysyłają one do mózgu informacje, które dotyczą temperatury, smaku, zapachu i ruchu. Część informacji dociera do kory somatosensorycznej - pasma tkanki nerwowej, które reprezentuje na mózgowej „mapie ciała” informacje dotykowe. Wargi obejmują dużą powierzchnię tej mapy, co wynika stąd, że obszar reprezentowanej części ciała jest proporqonalny do gęstości zakończeń nerwowych, które się na niej znajdują.
Całowanie powoduje uwolnienie koktajlu substancji chemicznych, które zawiadują stresem, motywacją, przywiązaniem, pobudzeniem seksualnym. Wendy Hill i Carey Wilson z Lafayette College podczas dorocznego spotkania Society for Neuroscience przedstawili badanie, w którym porównywali poziom dwóch hormonów, kortyzolu i oksytocyny, u 15 par przed całowaniem się i ]X) oraz przed rozmową, podczas której trzymały się za ręce i po niej. Oksytocyna wiąże się z tworzeniem więzi, z kolei kortyzol odgrywa ważną rolę w stresie. Hill i Wilson przypuszczali, że całowanie spowoduje podniesienie poziomu oksytocyny, która ma również wpływ na uznanie społeczne, męski i kobiecy orgazm oraz poród. Spodziewali się, że efekt ten będzie szczególnie wyraźny u uczestniczek, które miały poczucie dużej bliskości w związku. Oczekiwali również obniżenia poziomu kortyzolu, jako że całowanie redukuje stres.
Ku zaskoczeniu badaczy okazało się, że poziom oksytocyny wzrósł tylko u mężczyzn, u kobiet natomiast spadł. Działo się tak zarówno po całowaniu, jak i po rozmowie. Doszli do wniosku, że kobieta wymaga czegoś więcej niż tylko pocałunku, by poczuć więź emocjonalną lub pobudzenie seksualne podczas kontaktu fizycznego. Danie być może potrzebują bardziej romantycznej atmosfery niż ta, która została stworzona podczas eksperymentu. Badanie pokazało też, że poziom kortyzolu obniżył się i u kobiet, i u mężczyzn w obu sytuacjach. Takie wyniki sugerują zatem, że całowanie rzeczywiście obniża poziom stresu. Jako że całowanie jest powiązane z miłością, pocałunek może po prostu powodować wzrost poziomu substancji chemicznych obecnych w mózgu, które są związane z euforią, przyjemnością i motywacją do zacieśniania więzi z konkretną osobą. W 2005 roku Helen Fisher, antropolog z Rutgers University, i jej współpracownicy przeprowadzili badanie, w którym skanowali mózgi 17 uczestników wpatrujących się w zdjęcia osób, w których byli zakochani. Badacze zaobserwowali niezwykle pobudzenie dwóch obszarów mózgu, które odpowiadają za przyjemność, motywację i nagrodę: prawej brzusznej części nakrywki śródmózgowia oraz prawego jądra ogoniastego. Substancje psychoaktywne, takie jak kokaina, w podobny sposób pobudzają te ośrodki nagrody poprzez uwalnianie dopaminy. Miłość zatem działa jak narkotyk. Całowanie wpływa również na nas w inny sposób. Podczas tego aktu przyspiesza puls, podnosi się ciśnienie krwi, rozszerzają się źrenice, pogłębia oddech. Nie myślimy też wtedy racjonalnie, jako że pożądanie zagłusza głos rozsądku i naszą samoświadomość. Poza tym uczestnicy wydarzenia są zbyt oczarowani sobą nawzajem, by się czymkolwiek przejmować. „Pocałunki są lepsze niż mądrość” -stwierdził kiedyś poeta E.E. Cummings.
Komentarze
0 comment