
views
Obsada Filmu: Anioły i Demony (2009)
- reżyseria: Ron Howard
- scenariusz: Akiva Goldsman, David Koepp
- aktorzy: Tom Hanks, Ayelet Zurer, Ewan McGregor, Stellan Skarsgard, Pierfrancesco Favino, Ursula Brooks, Kristof Konrad, David Pasquesi, Cosimo Fusco, Armin Mueller-Stahl, Thure Lindhardt, Elya Baskin, Gino Conforti, Luis Fernandez-Gil
- muzyka: Hans Zimmer
- zdjęcia: Salvatore Totino
- montaż: Daniel P. Hanley, Mike Hill
Recenzja Filmu: Anioły i Demony (2009)
Również sam pomysł na fabułę był wg mnie oryginalny, o wiele bardziej interesujący niż ten prezentowany w późniejszym "Kodzie Leonarda da Vinci". Książka wydawała się być więc rewelacyjnym materiałem na letni blockbuster. Obie zekranizowane książki Browna przeczytałem dwa razy. Najpierw gdy pojawiły się w sklepach, później po raz drugi przed seansem by przypomnieć sobie o co w nich chodziło. I tak jak w przypadku "Kodu..." ta lektura pomogła mi się odnaleźć w zawiłościach fabuły, tak tym razem żałuję, że jeszcze raz sięgnąłem po powieść. Dlaczego? Bo w czasie seansu ciągle, gdzieś w podświadomości pojawiały mi się obrazy z książki i przez to nie do końca mogłem popłynąć w opowiadaną przez Howarda opowieścią...
Howard przed premierą mówił, że on jak i cała ekipa wyciągnęli wnioski z nie do końca udanego "Kodu..." i przy tej produkcji starali się unikać popełnionych wcześniej błędów. Z pewnością sporo nauczył się Akiva Goldsman, którego scenariusz nie jest już wiernym i nadmiernie skoncentrowanym streszczeniem książki, tylko w miarę luźną interpretacją, skryptem na motywach. Zmian w oryginale jest tak dużo, że aż trudno za nimi wszystkimi nadążyć i niestety ale przeszkadzały mi one w śledzeniu właściwej akcji. Jestem pewien, że osoby, które nie do końca pamiętały, lub nawet nie znały treści książki bawiły się "Aniołach..." znacznie lepiej. Inne jest rozpoczęcie (już samo to, że akcja filmu rozgrywa się po wydarzeniach z "Kodu…"), niektóre sceny zostały pozmieniane, innych w ogóle w filmie nie ma (porwanie Victorii), także niektóre postacie zniknęły (Kohler), a niektóre wyglądają inaczej niż w powieści (jak choćby Kamerling). Taka ingerencja w źródłowy materiał wyszła jednak filmowi na dobre, gdyż "Anioły..." ogląda się jak prawdziwy film akcji, a nie jak przepakowaną zbędnymi informacjami przedziwną hybrydę.
Z drugiej jednak strony znalazło się w tym filmie naprawdę sporo momentów, czy dialogów, które są jakby żywcem wyjęte z książki (pierwsze spotkanie z kamerlingiem), które pokazują, że scenarzyści - tym razem prócz Goldsmana do skryptu przyłożył się także David Koepp - dokładnie zapoznali się z oryginałem i wybrali najlepsze pomysły Browna, a resztę zmiksowali lub usunęli. Szkoda tylko, że nie udało się im zachować szokującego zakończenia - sprawny widz domyśli się kto jest odpowiedzialny za całe zamieszanie w Watykanie - a pomniejsze, dokładne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji nie jest już tak interesujące i zrozumiałe jak w oryginale. Trochę szkoda, bo była to jedna z mocniejszych stron powieści. Wystarczyłoby dodać zaledwie kilka minut, na chwilę lekko spowolnić akcję, by prezentowane wydarzenia nabrały potrzebnej zakończeniu podniosłości i powagi.
Miksowanie powieści dodało płynności do filmu, ale zmieniło niestety także wydźwięk całej historii. Książka bowiem koncentrowała się na sporze pomiędzy religią i nauką, oraz na malejącej roli religii w dzisiejszym świecie, spowodowanej brakiem dowodów, niezrozumiałymi rytuałami i obyczajami, które nie przemawiają do dzisiejszego społeczeństwa. Powieść szukała sposobu do umocnienia wiary, szukała dowodu, a takim dowodem była antymateria - cud nauki, ale także i książkowy potencjalny cud wiary, pokazujący, że naukowe podejście do momentu stworzenia wcale nie musi być tak odległe od tego religijnego. Pokazujący, że nauka i religia wcale nie są od siebie tak odmienne, że się przenikają, że mówią o tym samym, jedynie w trochę inny sposób. To był jeden z głównych, bardzo interesujących wątków książki, niestety w filmie go zabrakło, podobnie jak i zabrakło cudu w czasie zakończenia. Przez to może i całość wygląda bardziej realistycznie, ale zabrakło w finale tej niesamowitości, nieziemskości znanej z oryginału, zabrakło tego drugiego dna, które dodawało jakby szlachetności do tej opowieści. Szkoda, bo ten mały przezroczysty pojemnik widziany w filmie jedynie jako bomba i ogromne źródło energii, w książce był jeszcze czymś więcej, czymś niesamowitym, podniosłym, trudnym do opisania…
Ogólnie rzecz biorąc tym razem twórcom udało się lepiej przełożyć tekst na obraz. Film jest bardziej spójny, mocniej wciąga i trzyma w napięciu, a cała akcja ma więcej sensu i nie sprawia wrażenia tak bardzo naciąganej i nielogicznej jak ta prezentowana w "Kodzie...". Oczywiście to ciągle jest tylko bajka, ale już nie wygląda jak niestabilny domek z kart, który w każdej chwili może się zawalić.
Najlepiej ze wszystkich elementów składowych filmów prezentuje się chyba jednak genialna muzyka Hansa Zimmera, który przerobił motyw przewodni znany z "Kodu..." i stworzył przepiękny, podniosły, ale nie pompatyczny soundtrack, który rewelacyjnie pasuje do obrazu i świetnie się słucha oddzielnie od filmu. Brawa.
PS Nie wiem czy zauważyliście, że aż trzykrotnie pojawia się w filmie logo tvn. Całkiem miły polski akcent.
Gdzie obejrzeć film: Anioły i Demony (2009)
Obecnie film: Anioły i Demony (2009) Mozna obejrzeć za pośrednictwem platform VOD.
Komentarze
0 comment