Nie opuszczaj mnie (Never Let Me Go) 2010
Nie opuszczaj mnie (Never Let Me Go) 2010
W 1952 roku nastąpił niebywały przełom w medycynie. Już w piętnaście lat po nim ludzie zaczynają dożywać aż do 100 lat, a nawet najbardziej nieuleczalni zostają uleczeni. Jest rok 1978. W szkole z internatem w Heilsham pod czujnym okiem kilku opiekunek, wychowuje się wiele kilkunastoletnich dzieci.

Obsada Filmu: Nie opuszczaj mnie (Never Let Me Go) 2010

  • reżyseria: Mark Romanek
  • scenariusz: Alex Garlan
  • aktorzy: Carey Mulligan, Andrew Garfield, Keira Knightley, Izzy Meikle-Small, Charlie Rowe, Ella Purnell, Charlotte Rampling, Sally Hawkins, Andrea Riseborough, Domhnall Gleeson, David Sterne, Damien Thomas, Nathalie Richard
  • muzyka: Rachel Portman
  • zdjęcia: Adam Kimmel
  • montaż: Barney Pilling

na podstawie: powieści Kazuo Ishiguro

Recenzja Filmu: Nie opuszczaj mnie (Never Let Me Go) 2010

 Pod żadnym pozorem nie mogą opuszczać terenu placówki.  O tych, którzy się na to odważyli krążą straszne historie.  Pewnego dnia do Heilsham przyjeżdża nowa nauczycielka i po kilku dniach bacznej obserwacji tego co dzieje się w zamkniętej szkole, wyjawia dzieciom ukrywaną przez dorosłych tajemnicę.  Otóż każde z nich urodziło się w jasno określonym celu: w przyszłości mają zostać dawcami organów.  Nie dożyją do wieku średniego, nie dożyją starości, bo w chwili gdy będą stawać się dorosłymi, posłużą za części zapasowe dla zwykłych obywateli.  Wkrótce później akcja przenosi się do roku 85' gdy bohaterowie kończą osiemnaście lat i opuszczają szkołę, przenoszą do pobliskiego miasteczka i oczekują na nadciągającą przyszłość.  Między trójką głównych bohaterów: Ruth, Kathy i Tommy'm zaczyna rodzić się coraz mocniejsze uczucie...

 "Nie opuszczaj mnie" to piękny obrazek.  Cudne są w nim zdjęcia, jakby odrobinę rozmyte, przecudna jest też delikatna i nienarzucająca się muzyka Rachel Portman.  Tworzą one razem bardzo ciekawy, spokojny, melancholijny klimat, który choć nie jest wyrazisty, to pozostaje z nami na trochę po seansie.  Dzięki nim ten film jest z jednej strony tak uspokajający i przyjemny ale również w pewnym sensie dziwnie przygnębiający, chwilami całkiem niepokojący.  Ten uspokajający klimat świetnie wyczuli aktorzy, którym udało się odegrać swoje postaci w bardzo umiarkowany, wyciszony sposób.  Mam tutaj na myśli oczywiście: Carey Mulligan, Andrew Garfielda i Keirę Knightley.  Ich dorośli bohaterowie ponieważ przez cały okres dorastania byli odcięci od normalnego świata, nie mają pojęcia jak żyć.  W dzieciństwie odgrywali jedynie teatralne scenki, które miały pokazać im jak wygląda zwyczajne życie.  Teraz nie wiedzą z czego można się śmiać, jak zachowywać w konkretnych sytuacjach.  Uczą się życia od początku.  Warto również wspomnieć o trójce młodych aktorów (Izzy Meikle-Small, Charlie Rowe, Ella Purnell) którzy zagrali bohaterów w młodości, gdy uczęszczali jeszcze do szkoły.  Choć nie do końca są podobni do swych starszych wersji to sposób ich zachowania, pewne gesty, postawa, pozwalają nam od razu domyśleć się kto jest kim i dojrzeć w tych młodych twarzach wkrótce dorosłe osoby.

Reżyser Mark Romanek w swoim nowym dziele tworzy całkiem przerażającą wizję odhumanizowanego społeczeństwa, które nie zwraca w ogóle uwagi na los dawców.  Świat, który pokazuje zachłystnął się długowiecznością i perspektywą braku chorób tak bardzo, że przestało być w nim ważne życie innych osób.  Dawcy są w nim traktowani prawie jak maszyny, jak bezosobowe istoty, sprowadzone do roli lodówki przechowującej perfekcyjne organy, mogące zostać wykorzystane w odpowiedniej chwili.  Ich śmierć nie ma żadnego znaczenia, bo przecież przyczynia się do wydłużenia życia zwyczajnych ludzi na czym korzysta cały świat. Ponieważ tę wymyśloną rzeczywistość obserwujemy oczami jednej z bohaterek, o zewnętrznym świecie, zwyczajnych ludziach, nie wiemy zbyt wiele.  Poznajemy jedynie jego podstawowe założenia.  Nie dowiadujemy się dokładnie skąd powstają dawcy, nie wiemy na czym polega donacja, spełnienie, bycie opiekunem, czemu w przypadku każdego z dawców te pojęcia wyglądają inaczej.  Większości spraw musimy domyślać się sami, budować tę rzeczywistość z okruchów informacji jakie udzielają nam twórcy.  Choć w gruncie rzeczy otaczający bohaterów świat nie jest aż tak ważny i brak szczegółów na jego temat nie przeszkadza w oglądaniu tego filmu.  Twórcy zdecydowanie bardziej niż na zewnętrzu, skupiają się na tych, którzy muszą za nie poświęcić życie.

Co ciekawe choć film ten jest produkcji amerykańsko - brytyjskiej czuć wyraźnie, że źródłem opowiadanej w nim historii jest Daleki Wschód.  Ten dość specyficzny, niezwykle wyciszony sposób jej opowiedzenia, to nienarzucające się przedstawienie rzeczywistości, to jak zachowują się bohaterowie, wskazuje jednoznacznie na pewną kulturę.  Wszyscy są tu niebywale spokojni, trzymają emocje na wodzy, zatrzymują je wyłącznie dla siebie.  Może też dlatego brakuje mi w tym obrazie jakiegoś mocniejszego akcentu.  Może gdyby został on nakręcony przez Japończyków, gdyby zagrali w nim tamtejsi aktorzy, taki spokój tej historii by mi się tak nie gryzł.  W produkcji Romanka brakuje mi jakiegoś wzmocnienia.  Historia toczy się tutaj leniwie, niektórzy powiedzą pewnie, że za bardzo, że przez tą powolność stała się nawet bezpłciowa, czy nijaka. Taka oczywiście nie jest, ale w takiej postać czegoś jej jednak brakuje.  Od razu pojawia się też bardzo ważne pytanie na które niestety nie pada jednoznaczna odpowiedź: dlaczego bohaterowie tak łatwo, bez zająknięcia, poddają się swojemu przeznaczeniu?  Dlaczego nie buntują się przeciwko takiemu losowi, nie chcą walczyć, dlaczego nawet przez myśl nie przejdzie im jakikolwiek sprzeciw?  Można oczywiście powiedzieć, że film ten nie mówi o buncie, tylko o akceptacji, a konkretne wychowanie dawców od ich maleńkości wygasiło w nich instynkty samozachowawcze.  Ale i tak takie ich zachowanie jest bardzo zastanawiające i stanowi chyba najsłabszy element tego filmu.

 Uwielbiam gdy produkcje sci-fi opisują w pewien sposób nasz świat.  Gdy można odnieść je do panującej obecnie sytuacji, do otaczającej nas rzeczywistości.  W czasie oglądania "Nie opuszczaj mnie" zastanawiałem się czy i ten bardzo normalny film, będący w gruncie rzeczy dramatem zabarwionym sci-fi, jest w jakimś stopniu komentarzem naszych czasów?  I muszę powiedzieć, że niestety nie do końca, przez co nie jest aż tak ciekawy, jak mógłby być.  Płyną z niego dość ogólne i powszechnie jasne wnioski.  Pokazuje nam po pierwsze jak dobrze jest nie znać ostatecznego celu swojego życia.  Bo nasza przyszłość ciągle się tworzy, jest otwartą, możliwą kwestią, na polu której nie ma większych ograniczeń.  Wiedza o tym jak ma się kończyć nasze życie byłaby jedynie przekleństwem, bo znając swoją datę ważności, to w jaki sposób opuścimy ten świat, nie bylibyśmy w stanie wkraczać w dorosłość, żyć pełnią życia.  Unaocznia również, że jakkolwiek wiele czasu będziemy mieć, zawsze będzie go za mało.  Bo życie które wiedziemy, to pasmo czasem radosnych, czasem smutnych chwil, kolejnych przypadków, które doceniamy w pełni dopiero wtedy gdy miną.  A jako, że zdarzają się ciągle, zawsze będzie nam ich mało. I dlatego powinniśmy żyć tak, jakby jutra nie było, jakby nie miało już nastąpić.  Czerpać z każdej kolejnej minuty jaką tu spędzamy, bo każda jest niezwykle cenna i każda się liczy...

Gdzie obejrzeć film: Nie opuszczaj mnie (Never Let Me Go) 2010

Film dostępny tylko za pośrednictwem płatnych platform VOD

Komentarze

https://minds.pl/assets/images/user-avatar-s.jpg

0 comment

Nikt jeszcze nie napisał komentarza!