
views

Recenzja Filmu: Anonymous. Historia haktywizmu (We Are Legion: The Story of the Hacktivists) 2012
Dokument zaprezentowany na szóstej edycji All About Freedom i ze wszystkich siedmiu jakie można było obejrzeć na festiwalu, chyba najciekawszy i najnowocześniejszy. Niesamowicie szybki, intensywny, zdecydowany. Poprowadzony pewną ręką, z przekonaniem i od pierwszych sekund jasno wyczuwalnym zamysłem. Czuć tu wyraźnie, że twórcy dokładnie wiedzą jak przedstawić nam temat haktywizmu i bez najmniejszego wahania to zadanie, którego się podjęli, wypełnią. To dokument bardzo nowoczesny, operujący przeróżnymi formami wyrazu, ciekawymi sposobami na dokładne omówienie tematu. Składający się z wypowiedzi ekspertów, wypowiedzi ludzi, którzy bezpośrednio brali udział w istotnych wydarzeniach związanych z Anonimowymi, ilustrowany fragmentami programów telewizyjnych, obrazami wycinków ze stron internetowych i wieloma więcej. Opatrzony elektroniczną, energiczną muzyką, nadającą odpowiedni ton i bardzo konkretne tempo, nie cichnącą ani na chwilę.
"Anonymous. Historia haktywizmu" to dokument mówiący o ruchu społecznym, ruchu Anonimowych, który w Polsce zaczął być bardziej znany od zeszłego roku, właściwie od protestów przeciwko regulacji ACTA. Ale jego początki sięgają znacznie wcześniej. Film ten pokazuje ten rozwój ruchu, od pierwszych chwil istnienia, przez kolejne ważniejsze fazy, aż do dziś. Od niewinnych zgrywów na pewnej stronie internetowej (nadal istniejącej), przez kolejne coraz to większe, coraz bardziej zorganizowane akcje, kolejne ataki na przeróżne strony internetowe, aż po protesty na ulicach wielu miast na całym świecie. Objaśnia sposoby działania grupy, prezentuje jakie były reakcje i konsekwencje kolejnych ataków. Co powodowały, do czego doprowadzały. To dokument w dużej mierze przedstawiający historię Anonimowych od strony ludzi za nimi stojących, czy ich obserwujących. Bezpośrednio nie pojawia się tu (prawie) nikt z drugiej strony, bardziej jest ona reprezentowana przez świadomość wydarzeń jakie się rozgrywały, konsekwencji jakie przyniosły. Ale mimo to jest to film bardzo obszerny, wielogłosowy, nie sprawiający wrażenia stronniczego czy na siłę forsującego jakiś z góry przyjęty pogląd.
Obraz Briana Knappenbergera bardzo mocno zastanawia się gdzie kończy jedna, a zaczyna następna wolność. Zastanawia się nad zasadnością poszczególnych ataków na strony pojedynczych osób, wielkich instytucji, czy stron rządowych. Zamyśla się nad postawą hakerów, którzy występując przeciwko jawnym niesprawiedliwościom, krzywdzącym zachowaniom, sytuacjom wzbudzającym sprzeciw, mają poczucie moralnego obowiązku do reakcji obronnej, do wskazania jak powinno być. Dając nauczkę tym, którzy postępują według nich niewłaściwie, niegodnie. Tylko, że formy ich sprzeciwu bywają dyskusyjne, bo znajdują się na granicy tego co legalne a tego co zabronione. Bo czy upublicznianie tajnych danych na jakiś temat może być właściwe czy nie? Czy upublicznianie informacji o kimkolwiek, jakkolwiek kontrowersyjnym człowiekiem by nie był, może być słuszne? Jak daleko można się posunąć ujawniając prawdę, jak bardzo można nagiąć reguły, zasady, prawa, broniące wolności innych osób? Na ile można wykorzystywać prawo do sprzeciwu, choć chwilami może ono naruszać wolność innych?
Komentarze
0 comment