
views
Informacje o filmie:Terminator: Ocalenie (2009)
- reżyseria: McG
- scenariusz: John Brancato, Michael Ferris
- gatunek: Akcja, Sci-Fi
- produkcja: USA, Wielka Brytania, Niemcy, Włochy
- świat: Terminator
- premiera: 14 maja 2009 (Światowa) 5 czerwca 2009 (Polska premiera kinowa)
- nagrody: Film dostał 7 nominacji
Recenzja Filmu: Terminator: Ocalenie (2009)
Miało być inaczej, seria miała zaliczyć nowy start – zerwanie z naszymi czasami, ukazanie konfliktu z maszynami od środka. Connor nie miał już być dzieckiem predestynowanym do roli zbawcy ludzkości, a tymże zbawcą we własnej osobie. I w gruncie rzeczy tak jest. 2018 rok, nasza cywilizacja zniszczona, niedobitki formują ruch oporu w walce z pozornie niepokonanym wrogiem. Wizja przedstawiona w filmie spełnia oczekiwania, budząc lekkie skojarzenia ze światem gry „Fallout”. Jest szaro, apokaliptycznie i beznadziejnie. Szkoda, że inne elementy temu nie dorównują.
Zawodzi to, z czym obecnie w Hollywood mają największy problem: scenariusz. Ogólny zarys nawet nie jest zły – pojawia się szansa na wykorzystanie słabości maszyn, a do obozu Connora trafia tajemniczy osobnik, o którym od pierwszych scen filmu wiadomo, że zwykłym człowiekiem być nie może. Problem tkwi w szczegółach. Zamiast napisać zgrabną historyjkę, podczas której napięcie będzie rosło aż do efektownego finału, harmonijnie łączącą sceny akcji z linią fabularną, popełniono ten sam grzech co w najnowszym odcinku serii o Bondzie – scenariusz to jedynie niedopracowany pretekst do kolejnych scen rozwałki. To sprawia, że właściwie nie istnieje w nowym „Terminatorze” coś takiego jak napięcie. Owszem, pojedyncze potyczki potrafią wywołać lekki niepokój o dalszy rozwój akcji, ale zaraz po ich zakończeniu znów beznamiętnie śledzimy seans, większą uwagę zwracając na techniczne dopracowanie robotów niż na los bohaterów. Dodatkowo liczbą dziur logicznych i różnych nieprawdopodobieństw można obdzielić kilka innych blockbusterów. Momentami film wymaga od widza bardzo dużo samozaparcia, by przymknąć oko na kolejne idiotyzmy, co zdecydowanie nie sprzyja budowaniu atmosfery.
Reżyserię, z totalnie niezrozumiałych dla mnie względów, powierzono McG, autorowi dwóch potworków o Aniołkach Charliego i… właściwie to on niczego innego nie nakręcił. Niestety, w filmie wyraźnie to widać. Doświadczenie w realizacji teledysków bierze górę nad filmowym (choć w sumie „Aniołki” to też były rozbudowane teledyski) – akcja pędzi na łeb, na szyję, po niemal każdej scenie rozwałki natychmiast następuje kolejna. Nie ma przestojów, które choć trochę mogłyby nam przedstawić bohatera czy udramatycznić całość – gdzie tam, tu dramatyzm ma zapewnić niema dziewczynka, postać niemal żywcem zerżnięta z bodaj drugiego „Mad Maxa” (tyle że tam był chłopiec) oraz makabrycznie przegięta końcówka, w której poziom patosu i poświęcenia przewyższa nawet „Klan” czy „M jak Miłość”.
Zresztą cały finał to dla mnie porażka. O ile do czasu końcowej akcji film mi się jako tako podobał i byłem pewny, że 7/10 to ocena sprawiedliwa, o tyle oglądając to, czym McG uraczył nas na koniec, po głowie chodziło mi tylko: „What the fuck?”. W zakończeniu nic już nie ma sensu, od zachowań bohaterów, po ilość przeciwników. Nie wiem, jakim cudem ludzie nie wygrali tej wojny kilka lat wcześniej.
Jednego jestem pewien: nowy „Terminator” wykreuje nową gwiazdę, Sama Worthingtona. Gość naprawdę fajnie gra i ma cechę nieczęsto dziś spotykaną – jest przystojny, a przy tym wyrazisty i charakterny. Z Christianem Bale’em (na swoim standardowym, dobrym poziomie) stworzyli naprawdę udany duet, niestety zbyt mało wykorzystany. Moim zdaniem McG miał w łapach prawdziwą bombę – elektryzującą parę aktorską. Czuć to doskonale w scenie ich pierwszego spotkania. To na nich, a nie na głupkowatej akcji i efektach, powinien opierać się film. Tymczasem są jedynie wisienką na tortowym zakalcu.
Co jeszcze wypadło fajnie? Zdjęcia. Kilka ujęć pozbawionych cięć jest naprawdę super. Operator wykonał dobrą robotę. Podobała mi się też jedna, ale za to długa i efektowna scena akcji, rozpoczynająca się na stacji benzynowej. To chyba jedyny moment w całym filmie, gdzie nieco przejąłem się losem bohaterów. Atrakcją mogłyby być też odwołania do wcześniejszych części, gdyby nie fakt, że McG władował ich w fabułę całą masę, zazwyczaj na siłę i bez sensu („I’ll be back”, skok motoru z mostu, Arnie).
Pewnie gdyby to nie była kolejna odsłona kultowego cyklu, to filmowi by się tak nie dostało. Daje się oglądać, dwie centralne postaci są super, efekty dają radę, zdjęcia są OK… ale to jest „Terminator”, do cholery! Albo należało nakręcić coś wyjątkowego, albo odpieprzyć się od serii i pozwolić jej przejść do historii. Ale nie, oni musieli… I nawet reżysera nie chciało im się znaleźć sensownego. Wymęczyli Indianę Jonesa, wymęczyli Terminatora, a teraz czeka nas kolejne wskrzeszenie – reboot „Obcego”. Amerykańce potrafią zarżnąć każdą legendę.
Gdzie obejrzec cały film: Terminator: Ocalenie (2009)
Obecnie film: Terminator: Ocalenie (2009) można obejrzeć za pośrednictwem platform VOD.
Komentarze
0 comment