Adolf H. - Ja wam pokażę (2007) - Cały Film • Online •Gdzie obejrzeć za darmo • Recenzja
Adolf H. - Ja wam pokażę (2007) - Cały Film • Online •Gdzie obejrzeć za darmo • Recenzja
Adolf Hitler był potwornym zwyrodnialcem i jednym z największych morderców w historii świata, człowiekiem, o którym ludzkość najchętniej raz na zawsze by zapomniała. Wiedząc, co Hitler robił podczas drugiej wojny światowej można by pomyśleć, że tylko nieczuły sukinkot mógłby sobie z tego żartować. A jednak - niemal wszyscy wielcy komicy ostatniego stulecia robili sobie z niemieckiego dyktatora permanentne jaja.

Informacje o filmie: Adolf H. - Ja wam pokażę (2007)

Reżyseria: Dani Levy
Scenariusz: Dani Levy
Zdjęcia: Carl-Friedrich Koschnick, Carsten Thiele
Muzyka: Niki Reiser
Producent: Stefan Arndt
Gatunek: Komedia, Wojenny
Produkcja: Niemcy
Dystrybucja: Monolith Plus
Studio: Bayerischer Rundfunk (BR)
Czas trwania: 89 min.

Recenzja Filmu: Adolf H. - Ja wam pokażę (2007)

W rolę fuhrera wcielił się Charlie Chaplin w jednym ze swocih najsławniejszych filmów, John Cleese parodiował wystąpienia Hitlera w "Latającym Cyrku Monty Pythona", a Mel Brooks grał go kilkakrotnie - przede wszystkim w słynnym teledysku do "To Be or Not To Be". Ba, Nawet Luis DeFunes nabijał się przez chwilę z niemieckiego dyktatora! Nie wspominając o Nathanie Lane, który fuhrera udawał w remake'u "Producentów", czy kapitalnej scence samójstwa Hitlera w amerykańskim serialu animowanym "Family Guy". Jednak pomimo tego natłoku parodii, "Mein Fuhrer" (o koszmarnie głupim polskim tytule "Adolf H. - ja wam pokażę") jest szczególnie godny uwagi. Dlaczego? Bo po raz pierwszy z Hilera śmieją się Niemcy, czyli - jakby nie patrzeć - kraj, który tego potwora wykarmił.
I tu pojawia się pierwszy poważny problem. Czy widzieliście kiedyś dobrą niemiecką komedię? No właśnie. Owszem, kilka lat temu Niemcy stworzyli kapitalne "Good Bye, Lenin", ale jest to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Przykładnego Hansa śmieszy Benny Hill i ludzie wywracający się na skórce od banana. Osobną kategorię stanowią komedie młodzieżowe w stylu "Mrówki w gaciach", "Tarcie na parcie", czy "7 krasnoludków", ale o nich to nawet wspominać nie wypada. Poczucie humoru Niemców jest kloaczne i toporne, a ich komedie zazwyczaj żałosne. Dlatego też miałem spore obawy związane z dowcipami w "Mein Fuhrerze". Czy okazały się słuszne? Właściwie nie - nie znajdziemy bowiem w "Adolfie H." praktycznie żadnych tandetnych żartów. Bo nie znadziemy ich w ogóle.
Mówiąc szczerze, zakwalifikowanie "Mein Fuhrera" do gatunku komedii jest nieco na wyrost. Film miał być prawdopodobnie z założenia przewrotną satyrą, która zamiast prostodusznie śmieszyć (jak wpsomniany epizod w "Family Guy'u") miała wywołać głębsze uczucia i refleksje, tak, jak wcześniejszy o kilka lat "Good Bye, Lenin". Coś jednak nie do końca twórcom wyszło i w efekcie otrzymaliśmy trochę nijaką, trochę bełkotliwą, trochę-komedię, która jest tylko trochę-błyskotliwa.
Cała ta niby-przewrotność objawia się tu w fabule. Berlin, koniec wojny się zbliża, minister Goebbels sprowadza z obozu zagłady do siedziby nazistów sławnego żydowskiego aktora, Profesora Adolfa Grunbauma. Ma on pomóc Hitlerowi w przygotowaniu przemówienia na nowy rok. Oczywiście, można by zatrudnić do tego któregoś z aktorów niemieckich, ale Goebbels twierdzi, że zajęcia artystyczne z Żydem obudzą w fuhrerze ducha nienawiści i zagrzeją go do walki. Grunbaum rozpoczyna więc uczyć Hitlera aktorskich tricków, planując jednocześnie, jak przekupić faszystowskich dygnitarzy, by w zamian uwolnili jak najwięcej jego rodaków i jednocześnie zabić samego fuhrera. Sytuacja stopniowo się komplikuje, bo niemiecki dyktator coraz bardziej otwiera się przed aktorem i zaczyna mu szczerze ufać, a Grunbaum nie ma odwagi zakończyć wreszcie życie Hitlera, bo wie, że faszyści zabiją wtedy jego żonę i czwórkę dzieci.
Hitler jest tu wrakiem człowieka, którego faszyści trzymają przy życiu tylko dlatego, że jest żywym symbolem tej wojny, a Niemcy mają w pamięci jego przemówienia z lat świetności i nadal bezgranicznie w niego wierzą. "Mein Fuhrer" opiera się przy tym na pomyśle znanym z "Good Bye, Lenin" - naziści otaczający dyktatora wiedzą o tym, że szanse Niemców na wygraną z każdym dniem topnieją, a Berlin leży w gruzach, ale cały czas opowiadają swojemu przywódcy bajki o tym, jak to alianckie bomby nie trafiają w cele, a armia rzeszy ma się świetnie. Dochodzi nawet do tego, że na drodze przejazdu fuhrera budowane są tekturowe fasady domów, które zasłaniają gruzy. Hitler wierzy w opowiastki o zwycięstwach, ale wewnętrznie się załamuje. Dlatego też opowiada o swoich problemach Grunbaumowi. Mówi, że ojciec bił go bez powodu i śmiał się z niego, a niszczenie narodu Żydowskiego wcale nie jest jego pomysłem. SPOILER Dochodzi nawet do tego, że profesor - mając możliwość zabicia fuhrera, tak, by nikt tego nie zauważył - rozgrzesza go, tłumacząc, że Hitler jest tylko biednym, niekochanym dzieckiem, które trafiło na złe towarzystwo SPOILER.

I to właśnie jest mój największy zarzut względem filmu Dani Levy'ego - głupie zakłamywanie historii i robienie z Hitlera niegroźnego wariata. To zrozumiałe, że Niemcy mają kompleks związany z drugą wojną światową, ale nie powinni w żadnym wypadku zmieniać pewnych faktów. W filmach, takich, jak "Family Guy'u", czy "Producenci", w których z trzecią rzeszą związanych jest tylko kilka scen i nabijają się one jedynie z pewnych epizodów, żarty z postaci Hitlera można zaakceptować i polubić - są zazwyczaj proste, zabawne i nie starają się tej postaci nijak usprawiedliwiać. Ale "Mein Fuhrer" to moim zdaniem spore przegięcie. Bo pod przykrywką inteligentnej komedii zmienia sie tu potwora w niegroźną owieczkę.
Dani Levy nie miał jednak odwagi na jakieś grubsze, mocniejsze kawały o niemieckim dyktatorze (jak w pozostałych komediach wykorzystujących tę postać) dlatego też sam film jest bardziej nijaki, niż zabawny. No chyba, że kogoś śmieszy Hitler robiący pompki, lub bawiący się stateczkami w wannie - jest tu kilka takich właśnie scen, ale wykorzystują one oklepane i znane już pomysły i nie są ani świeże, ani śmieszne. Jedną z niewielu naprawdę świetnych scen, jest w "Adolfie H." moment w którym żydowski profesor pojawia się w oknie gabinetu fuhrera i patrzy na wiwatujący tłum - bardzo dobrze to Levy'emu wyszło.
Na pochwałę zasługuje też oprawa audiowizualna filmu. Muzyka jest znakomita, świetnie wpasowuje się w klimat filmu. Scenografia i ujęcia, w których niemiecki samochód jedzie przez zburzone miasto robią naprawdę duże wrażenie. Warto zwrócić uwagę na niezłe aktorstwo Ulricha Muhe (w roli profesora Grunbauma) znanego u nas przede wszystkim z "Życia na podsłuchu". Niestety, dużo gorzej wypadł Helge Schneider w roli Hitlera. Aktora można kojarzyć chyba tylko z nieszczęsnych "7 krasnoludków". Wyglądem nawet pasuje do dyktatora, ale średnio radzi sobie z tą rolą.
Skoda, że wyszło, jak wyszło. Moralizatorskie zapędy Levy'ego sprawiły, że film wywoła w naszym kraju chyba tylko frustrację i protesty. Zamiast beztroskiej komedyjki otrzymujemy przyciężkawy komediodramat, który w założeniu miał być przewrotny, ale jest w sumie nijaki. Takie nie wiadomo co, za to ze świetną muzyką. Można obejrzeć, ale raczej jako ciekawostkę, a nie komediową próbę rozliczenia się Niemców z przeszłością.

Gdzie obejrzeć film: Adolf H. - Ja wam pokażę (2007)

Obecnie film: Adolf H. - Ja wam pokażę (2007) można obejrzeć tylko za pośrednictwem platform VOD.

Obejrzyj także:

Komentarze

https://minds.pl/assets/images/user-avatar-s.jpg

0 comment

Nikt jeszcze nie napisał komentarza!