Czy Nessi istnieje? Co oznacza nazwa Loch Ness? Co to jest Loch Ness iż czego słynie?
Czy Nessi istnieje? Co oznacza nazwa Loch Ness?  Co to jest Loch Ness iż czego słynie?
Nessie", potwór z Loch Ness, nie pojawił się by­ najmniej po raz pierwszy w roku 1933 - już około roku 565 wynurzył się z toni, „wyjąć i ry­cząc". Jak wiarygodne są relacje naocznych świadków? Nadal wszyscy czekają na pierwsze, naprawdę ostre zdjęcie.

Od roku 1933, kiedy to pojawiła się po raz pierwszy, „sprawa Nessie" stała się, jak wiadomo, przebojem sezonu ogórkowego w całej prasie światowej, opisującej zagadkowego potwora z jeziora. Sama „sprawa" oczywiście, ale czy „Nessie" też? (Ale co w naszym współczesnym świecie jest jasne, z czego nie można uczynić zagadki?)

Loch Ness: jezioro w Szkocji ("Loch" nie jest tu „lochem", lecz szkockim określeniem jeziora). Obecnie historia potwora z Loch Ness coraz częściej rozpatrywana i analizowana jest w połączeniu z innymi tajemniczymi stworami wodnymi. I wraz z zagadką Yeti, człowieka śniegu, zwanego przez Amerykanów „Abonimable Snowman", zaspokaja ona ludzką potrzebę tajemniczości i zagadkowości, podsycaną przez współczesne środki masowego przekazu. Na fali Yeti, którego notabene miał widzieć także Reinhold Messner, już od jakiegoś czasu rozpoczęły swoją bliżej nieokreśloną „działalność" różnego rodzaju małpoludy-olbrzymy. W Ameryce mamy więc stwora o imieniu Bigfoot albo Sas-quatch, a w Chinach, w Rosji, na Alasce i nie wiadomo gdzie jeszcze, całą falangę takich domniemanych, wymyślonych lub prawdziwych praludzi z wcześniejszych etapów ewolucji, którzy przeżyli do dziś: Arynk lub Arysa (człowiek stepowy), Kiltanya (wyłupiaste oko), Girkyczwawlyn (biegacz), Mirygdy (barczysty), Teryk (człowiek zmierzchu), Tungu (dziki człowiek), Wudewasa (człowiek wilk), Rechem lub Dczulin (szpi-czastogłowy), Silvestris (człowiek leśny) i jeszcze całe stada innych: Alma, Khumjang, Orangdalam, Orangpedek, Sedapa, Czuczu-na..., a kino przyczynia się ze swojej strony do tego, aby nam przybliżyć te istoty, nadać im „postać", wyraz, czyniąc je prawie realnymi...

Frapujące jest w całym tym pięknym towarzystwie - od Nessie do Yeti, od Bigfoot do Czuczuna

To, co stało się dziwną prawidłowością, mianowicie, że mimo usilnych starań nie dysponujemy żadnym wyraźnym zdjęciem którejkolwiek z tych istot.

 We wszystkich, nawet najodleglejszych zakątkach świata przez cały okrągły rok czatują całe dywizje fotoreporterów (nie mówiąc już o amatorach), wyposażonych w najlepsze, najdroższe, najbardziej wyrafinowane aparaty i filmy, ale żadnemu z nich po dziś dzień nie udało się wykonać jednego jedynego wyraźnego zdjęcia któregokolwiek z tych tajemniczych stworów. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze panowały złe warunki atmosferyczne, albo stwory były za daleko, albo woda zbyt mętna, albo zaskoczenie zbyt duże, aby...

Nic na świecie nie uchodzi uwagi fotoreporterów światowych agencji i czasopism ilustrowanych, którzy tygodniami nie robią nic innego, tylko poszukują sensacji i tropią niezwykłe historie; ich wysiłkom opiera się tylko Nessie i koledzy. Jak wiadomo, zorganizowano już kilka specjalnych ekspedycji poszukiwawczych w Loch Ness, ale sensacją stawał się nie reportaż o Nessie, lecz o wyprawie!

Już w poprzednich wiekach nie brakowało podobnych potworów. Ale wtedy sprawa była o wiele łatwiejsza. Nie istniały zdjęcia. Rysownicy łatwiej dawali sobie z takimi problemami radę niż fotoreporterzy. I tak przykładowo „Gazeta Ilustrowana" z Lipska opublikowała 11 listopada 1848 roku poniższy tekst jako sprawozdanie, a nie jako satyrę lub kaczkę dziennikarską:

Najnowszego dowodu na istnienie dużego węża morskiego (Scoliophis atlanticus) dostarczył właśnie kapitan fregaty »Dedal«, M'Quhd, który wraz z większością swoich oficerów i załogi ujrzał rzeczonego węża w czasie podróży powrotnej z Indii Wschodnich, gdzieś pomiędzy przylądkiem a Świętą Heleną: „Zwierzę znajdowało się 20 minut w polu widzenia fregaty i przeszło pod jej rufą. Jego głowa wystawała około 4 stopy ponad zoodę, a około 60 stóp jego ciała leżało w linii prostej na powierzchni wody. Obliczono, że jeszcze 30 do 40 stóp musiało znajdować się pod wodą, jako że zwierzę poruszało się z szybkością 15 mil na godzinę. Przekrój widocznej części ciała zwierzęcia wynosił około 16 cali; a gdy rozwarło szczęki, pełne dużych ostrych zębów, wydawało się, że w jego gardzieli było tyle miejsca, że mężczyzna mógłby w niej spokojnie stanąć wyprostowany. «

Z meldunku złożonego admiralicji wynika, że wydarzyło się to 6 sierpnia pod 24°44' szerokości południowej i 9°22' długości wschodniej, przy zachmurzonym niebie i silnym wietrze; »zwierzę było koloru ciemnobrązowego, a na szyi żółtawo- białego. Nie miało płetw, lecz coś na kształt końskiej grzywy lub raczej wiązki wodorostów na karku.« Załączamy rysunki ilustrujące to zdarzenie, które wykonał dla admiralicji kapitan M'Quhd, który zarazem ręczy za ich wiarygodność.

IV następstwie tego oświadczenia szyper, J. Henderson, zwrócił się do wydawcy „Globe" z pismem, w którym zawiadamia, że także załoga amerykańskiego brygu „Daphne" ujrzała 20 września pod 411' szerokości południowej i 10°15' długości wschodniej węża morskiego z głową smoka i ciskała w niego z odległości 80 stóp gwoździami i starym żelastwem. Wąż morski natychmiast uniósł głowę, a jego ciało zanurzyło się w głębinach, co wskazywałoby na to, że został trafiony. Nie zważając na to oddalił się z szybkością 15-16 węzłów na godzinę, a „Daphne" nie była w stanie go dogonić.

Skamieniały wąż morski znaleziony przez doktora A. Kocha w Alabamie i później pokazany w Niemczech miał nieco inny szkielet, różniący się w znacznym stopniu od szkieletów jeszcze żyjących gatunków węży

Jednakże utwierdza on ludzi w wierze, że jeszcze do dziś żyją w morzach potwory, które nazywa się wężami morskimi.Zapewne tak. Ale oczywiście sam fakt, że czasopismo opublikowało to sprawozdanie w 1848 roku, i tym samym jest ono już nieco archaiczne, nie czyni ze zdarzenia wydarzenia autentycznego; tak samo - rozpatrując rzecz odwrotnie - nie musi ono być dlatego niewiarygodne. Podobnie może być z Nessie.

Powróćmy więc z roku 1848 do współczesności, której wytworem jest Nessie.

To znaczy...

Sprawa nie zaczęła się dopiero w roku 1933, lecz już przed 1400 laty, w VI wieku n.e. Tak przynajmniej się mówi...

Około 565 roku uczeń irlandzkiego świętego, Columbana Starszego, wszedł do wzmiankowanego jeziora Loch Ness. Chciał popłynąć na drugi brzeg, aby stamtąd sprowadzić łódkę dla swojego mistrza. I co się stało? Tak, czy w innym razie opowiadalibyśmy o tym? „Rycząc i wyjąć nagle wynurzył się z fal prychający potwór, a woda tryskała z jego napawającego lękiem pyska."

I tu go mamy.

Ale jak przerażony pływak zdołał się uratować?

„Chociaż uczeń świętego był przerażony, sam święty Columban nie stracił głowy. Rozkazał potworowi mocnym głosem, aby się oddalił. Bestia posłuchała rozkazu."

No proszę. Grzeczny potwór. Albo też inaczej: od czego jest się świętym...

Potwór musiał się naprawdę bardzo przestraszyć. Albo też słowa świętego miały taką moc. W każdym razie przez kilka stuleci był spokój - tak się przynajmniej wydaje; brak bowiem dalszych sensacji z Loch Ness, pomijając kotłujące się w otwartych morzach „węże morskie" z lipskiego „Dziennika Ilustrowanego" - aż tu nagle w 1933 roku...

Loch Ness, ten wąski ręczniczek, ten paseczek jeziora, który w najgłębszym miejscu ma 275 metrów i który razem z Loch Linnie, Loch Lochy, Loch Arcaig i Loch Oich tworzy rodzaj tranzytowego kanału, który tylko dzięki kilku pasemkom lądu pomiędzy In-vemess i Oban nie czyni z Północnej Szkocji, wyspy. 22 lipca 1933 roku, o godzinie czwartej po południu, jak zostało to dokładnie udokumentowane, ma miejsce „straszliwe spotkanie z potworem z Loch Ness".

Małżeństwo Spicerów powraca z urlopu w Szkocji do Londynu wzdłuż południowego brzegu jeziora drogą pomiędzy Inverness i Fort William, która w każdym przewodniku opisywana jest jako „zaliczająca się do najpiękniejszych widokowo dróg w kraju". I nagle pani Spicer zamarła z przerażenia. W paprociach, niedaleko drogi „coś" się poruszyło. „Coś olbrzymiego, podobnego do węża." George Spicer zeznał później, że myślał początkowo, iż jest to bardzo duży wąż. Wkrótce jednak zrozumiał, że to nie może być wąż. To „zwierzę" miało, jak utrzymywali małżonkowie, „dziwnie małą głowę na długiej cienkiej szyi, która przechodziła w masywne cielsko." Poza tym „nie miało rąk ani nóg, lecz wielkie płetwy".

Któż po lekturze tego opisu nie ujrzy oczami wyobraźni jakiegoś gatunku dinozaura?

 Czy można by pomyśleć, wyobrazić sobie, przypuścić, że zarówno w świecie zwierząt, jak i ludzi, względnie praludzi - patrz wyżej -pewne egzemplarze „zapomniały wymrzeć" i „nadal sobie pogodnie żyją", tak jak to opisał niemiecki poeta Christian Morgenstern?

Raz pewien osioł zrozpaczony

Powiedział tak do swojej żony:

Ja jestem durny i ty jesteś durna.

Skończmy z tym życiem. Lepsza jest trumna.

 A jak zwykle na świecie się dzieje:

Żyją nadal i mają nadzieję.

(przekład: Leon Szwed)

Gdyby w wypadku Nessie chodziło o ichtiozaura lub plezjozaura, co sugeruje większość opisów, nie można by wykluczyć możliwości, że „pozostałości" gatunków nadal żyją, i to już nawet 50 lub 70 milionów lat. Co do tego można jednak mieć wątpliwości. Ale takiej możliwości też nie można całkowicie wykluczyć.

Na koniec jeszcze kilka uwag leksykalnych. Mimo swego ciężaru to zwierzę - potwór, albo cokolwiek to było (pierwsi świadkowie, małżeństwo Spicer, ocenili je na 8-10 metrów długości) - było w stanie dosyć szybko poruszać się także na lądzie. Mimo że wygląd sugerował zwierzę wodne: „Bez członków, jedynie z płetwami...". Prawdopodobnie „stwór ten" wyszedł na ląd zmuszony do tego głodem. „Bo w pysku trzymał młode, zakrwawione, najwidoczniej zagryzione jagnię." W tym miejscu, zanim przejdziemy do dalszych relacji, należy powiedzieć kilka koniecznych słów o trudności bycia świadkiem. Dotyczy to zarówno małżeństwa Spicerów jak i tysięcy innych świadków, zeznających przed nimi i po nich, którzy przysięgali na wszystkie świętości, że „naprawdę" widzieli Nessie, Yeti lub jeszcze coś innego, czego w wielu wypadkach, obiektywnie rzecz biorąc, nawet nie byli w stanie ujrzeć lub przynajmniej nie tak, jakby chcieli to widzieć. To samo dotyczy tysięcy świadków zeznających codziennie w sądach całego świata; jest to ów fenomen, o którym uczą się studenci prawa na pierwszym roku: subiektywność wszelkiego postrzegania. Ani złe intencje, ani niedbalstwo nie są przyczyną tego, że pięć lub więcej opisów tego samego zdarzenia różni się od siebie tak radykalnie i w sposób tak niezrozumiały. I nie tylko zawodowi sceptycy, lecz także wszyscy doświadczeni prawnicy drżą na dźwięk słów „naoczny świadek" zwłaszcza wtedy, gdy są one szczególnie mocno akcentowane lub wysuwane jako koronny argument.

Wracając do tematu. Istnieje niezliczona ilość „faktów" (jeżeli to faktycznie są fakty!), które należałoby teraz zreferować.

„Osłupiali z przerażenia" małżonkowie Spicer patrzyli jak „potwór" znika w falach Loch Ness. „A mętne fale wygładzają się tak, jakby nic się nie zdarzyło." No proszę.

W tym samym roku, tzn. w 1933 „udało się pewnemu lekarzowi w czasie urlopu nad Loch Ness wykonać przypuszczalnie pierwsze zdjęcie potwora." Jest ono (sic! patrz wyżej) niezbyt wyraźne i przedstawia coś, co można uznać za potężną szyję, na której tkwi mała głowa (jeżeli chce się coś takiego ujrzeć) i wystający z wody grzbiet zwierzęcia. Lekarz ocenił odległość „potwora" w czasie zdjęcia na 200-250 metrów. Twierdził, że robiąc zdjęcie, znajdował się niedaleko Invermoristan, na będącej w tym czasie w budowie drodze, około 60 metrów nad jeziorem. Świat miał nową sensację i nowy, zdałoby się nie wyczerpany i obszerny, bo opierający się na niepewnych informacjach, temat do dyskusji. Ci, którzy przez „wierzących" zostali nieco pogardliwie nazwani „racjonalistami", znaleźli na to całkowicie naturalne wyjaśnienie.

„Podwodne prądy znoszą w jedno miejsce wodorosty, które gnijąc pod wodą powodują powstanie gazów. Gazy te są częściowo otoczone wodorostami, co powoduje, że duże ilości tych roślin wydostają się na powierzchnię i mogą spowodować powstanie pewnych złudzeń optycznych."

W latach sześćdziesiątych kronikarze Nessie rejestrują pierwsze „ruchome zdjęcia filmowe" stwora z Loch Ness. Niejakiemu Timowi Dinsdale „udało się nakręcić na wąskiej taśmie film o 'Nessie'. Zafascynowany polowaniem na dowody na istnienie potwora, z dnia na dzień porzucił swoją dobrze płatną pracę inżyniera lotnictwa, kupił małą łódź i od tego czasu całkowicie poświęcił się poszukiwaniom potwora z Loch Ness..."

Decyzja ta była może dla pana Dinsdale istotna, jednak nie przyczyniła się w najmniejszym stopniu do udowodnienia istnienia Nessie. (Przyjrzawszy się bliżej karierom poszukiwaczy skarbów, potworów i niezwykłości wszelkiego rodzaju nierzadko stwierdzamy, że ich motywacja jest prozaiczna -przede wszystkim materialna. Ale to tylko na marginesie, dla pełności obrazu, bo nie mamy nic przeciwko panu Dinsdale.) „... Był chyba pierwszym, który zainicjował badania naukowe, mające na celu znalezienie odpowiedzi na zagadkę Loch Ness." (Także słowo „nauka" musi się niechybnie pojawić w tego typu relacjach i w tym miejscu.) Faktem jest, że parlamentarzysta, David James założył w 1961 roku „Biuro do badań nad fenomenem Loch Ness". Jeżeli politycy zakładają „biura", to raczej na pewno nie myślą o nauce, a jedynie o rozgłosie... I co się okazało? „Biuro oczywiście nie zgromadziło żadnych konkretnych, przekonujących materiałów dowodowych."

Następny epizod: „W 1969 pojawiła się nad Loch Ness (naturalnie w celach czysto »nauko-wych«) japońska ekipa telewizyjna wyposażona w najnowocześniejsze kamery do zdjęć podwodnych. Ze Stanów Zjednoczonych sprowadzono jednoosobową łódź podwodną, a statek badawczy wyposażony w noktowizory i wysoce skomplikowane urządzenia do rejestracji dźwięku nie opuszczał jeziora..." I co, i co? „Potwór nie pojawił się." Jednakże: „Łódź podwodna dokonała odkryć, które przez rosnący zastęp miłośników potwora z Loch Ness przyjęte zostały z zachwytem." Chociaż także i zachwyt miłośników nie jest właściwie dowodem. „ W pobliżu Urąuhart Castle jezioro okazało się o 60 metrów głębsze niż dotychczas zakładano." Oho! „Potwór miał więc o wiele większe możliwości ukrycia się niż dotychczas przypuszczano! Poza tym odkryto obszerną podwodną jaskinię, która nadawałaby się świetnie na schronienie dla potwora."

Teraz się zacznie.

„Pod koniec 1975 roku Bostońska Akademia Nauk Stosowanych zajęła się materiałem filmowym, który został nakręcony w czerwcu tegoż roku. Kamerę opuszczono z łodzi motorowej na dużą głębokość. Podczas gdy najnowocześniejsze reflektory rozpraszały mroki mętnej wody, kamera wykonała niezliczone zdjęcia."

„Najnowocześniejsze" reflektory i „niezliczone" zdjęcia: chyba coś w tym musi być.

„Gdy zdjęcia Bostońskiej Akademii Nauk Stosowanych zostały dokładnie zbadane, rezultaty okazały się zdumiewające. Zarejestrowano stworzenie, które miało około 11 metrów długości. Cechy charakterystyczne: szyja o długości około 2,5 metra. Kolor zwierzęcia: szaro-brązowy."

O autentyczności takich „zdumiewających" (jakże by inaczej!) rezultatów, względnie o rodzaju i formie w jakich docierają one do widza jako programy popularnonaukowe, może się wypowiedzieć każdy, kto pracował w środkach masowego przekazu.

„Bostońscy naukowcy z Akademii Nauk Stosowanych przekazali ten obszerny materiał filmowy do NASA, która opracowała go za pomocą najnowszej techniki komputerowej."

I oto proszę: „Ujawniono dalsze szczegóły." Mianowicie: „Na jednym ze zdjęć rozpoznano zarysy jakiegoś większego stworzenia. Zadziwiająco wyraźnie widoczne są jego płetwy." Najnowsze komputery zidentyfikowały więc jakby nie było „jakieś większe stworzenie", jednakże także tylko „jego zarys"...

Dalej: „Akademia Nauk Stosowanych wysłała drugi zespół badawczy, który i tym razem powrócił z obszernym materiałem filmowym. Najbardziej przekonujące było jedno zdjęcie: ekstremalnie silne światło doprowadziło do rozświetlenia mikroskopijnych elementów mułu jak gwiazd na gigantycznej drodze mlecznej. Jednakże ciekawsze niż ten efekt świetlny było umiejscowione na lewym brzegu zdjęcia masywne, zwaliste cielsko jakiegoś prawdopodobnie wielkiego zwierzęcia. Można było rozpoznać dwa członki podobne do nóg lub płetw, jak i długą, lekko wykrzywioną szyję z maleńką, ledwie odcinającą się od szyi głową."

Jeżeli to była głowa, dodajmy dla pewności. Istnieją osobne zdjęcia samej głowy, „trochę niewyraźne zdjęcie portretowe potwora z Loch Ness". Ale chyba działają tutaj jakieś czary. Ledwie dochodzimy do szczegółów, zdjęcia stają się nieodmiennie niewyraźne... „Sławny zoolog i publicysta, Sir Peter Scott, ekspert w dziedzinie rysunku zwierzęcego, wykonał na podstawie tego zdjęcia imponujący szkic." Pozostańmy nadal sceptykami. Rysownik zwierząt może być tak sławny i tak świetny jako ekspert, jak tylko tego zapragnie; to, co rysuje może być imponujące lub nie, ale nie jest to dowodem na istnienie Nessie, jedynie może hipotezą, wyobrażeniem, zaznaczeniem możliwości istnienia, albo po prostu praca wykonaną na zlecenie.

„Obok małego, podobnego do ucha wyrostka widoczne są dwa wąskie, cienkie guzki lub rogi. Nasuwa się porównanie z rogami ślimaka. Niezwykła wydaje się skóra zwierzęcia. Widoczny jest na niej osobliwy deseń, prawdopodobnie jest to siatkowe żyłkowanie."

Ponieważ rysownik zwierząt ma prawo do pewnej dowolności interpretacyjnej - chociaż opiera się na „bogatym" materiale filmowym, który mimo „ekstremalnie silnego" światła i „najnowocześniejszego opracowania komputerowego" dał w efekcie tylko „niewyraźne" zdjęcia - jego rysunki nie stanowią dowodu rzeczowego...

„Zdjęcia ujawniły wygląd nie tylko samego potwora. Okazało się, że Loch Ness też wygląda zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażano." Mianowicie: „Loch Ness nie jest w żadnym razie czymś na kształt wykopanej w ziemi wanny. Jego dno przypomina raczej labirynt głębokich wąwozów o stromych ścianach. Głębokie rowy z licznymi odnogami przecinają jezioro. Nie wiadomo zatem, ile podwodnych jaskiń tam się znajduje."

Czy to jest zatem (hipotetycznym) dowodem na (hipotetyczne) istnienie Nessie?

„Znakomite amerykańskie czasopismo naukowe »Technology Review« dochodzi do pozytywnych wniosków: zdjęcia Akademii Nauk Stosowanych dowodzą, że rzeczywiście istnieje coś takiego jak potwór z Loch Ness. Różne zdjęcia układają się w logiczną całość i dają jednolity obraz z dowodami na to, że »w Loch Ness istnieje rodzaj jakiegoś wielkiego zwierzęcia wodnego.«"

Jeżeli faktycznie tak jest.

Dalej czytamy, co następuje: „Mimo że nie jesteśmy ekspertami w dziedzinie zoologii, nie potrafimy wskazać żadnej kombinacji zjawisk, mogącej pomóc w zinterpretowaniu uzyskanych danych w inny sposób niż właśnie w ten, że to jakieś duże stworzenie zamieszkuje w Loch Ness. Nawet fachowcy nie byli w stanie zaproponować nam logicznego wyjaśnienia. Poza tym dysponujemy wynikami badań, które z dużą dozą prawdopodobieństwa pozwalają przypuszczać, że w Loch Ness panują takie warunki, iż tego rodzaju zwierzęta mogłyby tutaj żyć."

I dalej: „Sir Peter Scott posunął się jeszcze dalej, nadając potworowi z jeziora nazwę naukową: NESSITARAS RHOMBOPTERYX = Ness, istota żywa z płetwami w kształcie rombów." Czym jednoznacznie udowodniono by... Nie, jeszcze niczego nie udowodniono. „Jednakże nie milkną głosy sceptyków, którzy poszukują tak zwanego »naturalnego« wyjaśnienia.

Wygląda na to, że proponuje się najbardziej fantastyczne rozwiązania tylko po to, aby zaprzeczyć istnieniu dużego zwierzęcia wodnego w Loch Ness."'

„Twierdzono z całą powagą: podczas zdjęć podwodnych ekipa natknęła się na stary okręt Wikingów; to, co uważano dotychczas za ciało zwierzęcia, nie jest niczym innym jak kadłubem statku, a dziobnicę wzięto za głowę. To wyjaśnienie wydaje się nieprawdopodobne."

I chyba faktycznie tak jest. Ale dlatego także to twierdzenie nie może być dowodem na istnienie Nessie.

„Ale czym jest potwór z Loch Ness? Wielorybem, delfinem czy foką? Abstrahując od tego, że temperatura wody jest zbyt niska dla ssaków, zwierzęta te są aktywniejsze i musiałyby się częściej pokazywać." Pytanie retoryczne na koniec: „Miałby to więc być dinozaur, może plezjozaur? Gatunek ten uważa się za wymarły już od 70 milionów lat. Ale i latimerię zaliczono do gatunków wymarłych, aż do roku 1938, kiedy to w Oceanie Indyjskim, u wybrzeży Afryki złowiono jeden egzemplarz tego zwierzęcia."

Porównanie to nie jest tutaj całkowicie adekwatne (na koniec będzie jeszcze mowa o tym), ponieważ latimeria, jakby nie było „faktycznie" została odkryta i złowiona; więc kontynuujmy:

„Może wydarzyło się to przed 10 000-15 000 lat. Pokrywa lodowa ostatniego zlodowacenia topniała, na półkuli północnej podnosił się poziom wód w jeziorach. Wąwozy stawały się dolinami, a doliny wypełniały się wodą. Czy kilka egzemplarzy gatunku potwora z Loch Ness - obojętnie czym były z zoologicznego punktu widzenia - zostało uwięzionych w jeziorze Loch Ness, gdy poziom wody znów zaczął opadać? Obojętnie czym jest potwór z Loch Ness, na pewno nie jest on wymysłem współczesnej prasy; potwór z Loch Ness już od połowy VI wieku jest owiany mrokiem tajemnicy."

Zakładając oczywiście, że stara historia z 565 roku nie jest legendą i do tego jeszcze pretekstem dla powtórnego ożywienia (no dobrze: odkrycia) Nessie...

Jeszcze jedna kwestia pozostaje nie rozstrzygnięta i przytoczona jedynie gwoli ścisłości: jeżeli więc „według najnowszych badań" w wypadku Nessie chodzi o istotę podobną do plezjozaura - patrz rysunek -(współczesna rekonstrukcja przypomina ogólnie przyjęte naukowe opisy plezjozaura), jak wobec tego małżeństwo Spicer mogło ujrzeć wybitnie wodne - według własnej relacji - zwierzę z płetwami, zabijające na lądzie owcę, a dojarz mógł dojrzeć na grzbiecie wypustki, których nie posiada żaden plezjozaur? Dobrze, to mogą być „szczegóły". Ale przecież w końcu to o nie chodzi.

Na koniec jeszcze jako merytoryczne uzupełnienie następująca informacja encyklopedyczna, która reasumując dotychczasowy etap badań „naukowych" nad Nessie, nie wyklucza „zasadniczo" - podobnie jak i kampania w środkach masowego przekazu - istnienia Nessie, i to nawet nie tylko w jednym egzemplarzu. ”

„Żyjące skamieniałości: gatunki roślin lub zwierząt, które zachowały się przez miliony lat w nie zmienionym stanie. Jedną z najsłynniejszych skamieniałości jest latimeria, jedyny dzisiaj jeszcze żyjący przedstawiciel Corlacanthier (= trzonopłetwe). Trzonopłetwe można napotkać często w pokładach mezozoicznych, a pod koniec okresu kredowego notujemy ich zanik.

Komentarze

https://minds.pl/assets/images/user-avatar-s.jpg

0 comment

Nikt jeszcze nie napisał komentarza!