
views
1. Oblężenie rancza apokalipsy
Amerykańska sekta Dawidian powstała w wyniku odłączenia się od Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. W latach 50. XX wieku niepozorna grupa wierzących osiadła na farmie wTeksasie, oczekując na apokalipsę. Na początku lat 60. ruch rozpadł się, ale nie wszyscy jego członkowie opuścili teksańską siedzibę. Tak powstała sekta Gałąź Dawidowa, która 40 lat później pod dowództwem Davida Koresha zmieniła się w grupę fanatyków handlujących bronią i narkotykami.
SPRAWCA ZAGŁADY
Przywództwo sekty Koresh przejął w 1988 roku. Niedługo potem ogłosił się mesjaszem, którego zadaniem jest doprowadzenie ludzkości na sąd ostateczny. Wszystkim mężczyznom zabronił picia alkoholu oraz jakichkolwiek kontaktów seksualnych z kobietami. Sam jednak korzystał z życia bez ograniczeń. Kobiety na ranczu, w tym także nieletnie dziewczęta, uważał za swoje duchowe narzeczone. Majątek w Waco, na którym żyli członkowie Gałęzi, przemianował na Ran-czo Apokalipsy i zaczął stopniowo gromadzić wielkie zasoby broni.
SĄDNY DZIEŃ
Informacje o wykorzystywaniu dzieci i handlu bronię wydostały się poza granice farmy a śledztwo nad sprawę przejął policyjny oddział ATF, który zajmuje się nielegalną sprzedażą broni. Policjanci wraz z agentami FBI przypuścili szturm na ranczo 28 marca 1993 roku. W akcji uczestniczyły dziesiątki agentów obu służb oraz trzy helikoptery gwardii narodowej. Koresh i jego wyznawcy sięgnęli po broń. Podczas strzelaniny zginęło czterech policjantów i sześciu członków sekty, pozostali zabarykadowali się w majątku.
OSTATECZNY ATAK
Oblężenie rancza w Waco trwało 51 dni. Koresh odmówił ustąpienia i prowadzenia jakichkolwiek rokowań, dlatego 19 kwietnia policja zdecydowała się na przeprowadzenie ostatecznego ataku. Sukcesywne burzenie budynków wywołało pożar, który zrównał ranczo z ziemią. Podczas całej akcji zginęło 76 wyznawców, w tym 21 dzieci i 2 kobiety w ciąży. Ci, którzy nie zostali zastrzeleni, zginęli w ruinach lub popełnili samobójstwo.
2. Diaboliczny kaznodzieja kazał zabić setki ludzi
Samozwańczy kapłan uważał się za Jezusa, Buddę i Lenina w jednym. Na jego wezwanie odpowiedziały setki ludzi, którzy weszli do jego sekty Świątynia Ludu. Ostatecznie na jego rozkaz odeszli z tego świata. Amerykański kaznodzieja Jim Jones jest sprawcą największego masowego samobójstwa w historii.
SYMPATYCZNY FANATYK
Kaznodzieja Jones w latach 50. sprzeciwił się Kościołowi, ponieważ widział w nim bezprawie i kłamstwo, podobnie jak w świecie wokół siebie. Był także jednym z pierwszych, którzy wspierali walkę o prawa Afro-amerykanów, wraz z żoną byli pierwszym białym małżeństwem, które adoptowało czarne dziecko. W 1955 roku założył swoją sektę, a w ciągu dziesięciu lat liczba członków Świątyni Ludu zwiększyła się z początkowych 80 do 20 000. Jego wizja raju była specyficzna. Przybyłem jako bóg-socjalista - twierdził Jones.
MIASTO JEDNEGO WŁADCY
Kiedy w amerykańskiej prasie pojawiły się informacje, że w raju Świątyni Ludu panują tyrańskie rządy Jonesa, majątki członków są bezprawnie przejmowane, dochodzi też do wykorzystywania kobiet, Jones zdecydował się wyjechać ze swoimi wyznawcami z USA. W roku 1974 sekta osiedliła się w południowoamerykańskiej Gujanie. W dżungli zaczęło powstawać miasteczko Jonestown. Było to jednak miejsce dalekie od raju rolniczej komuny. Setki ludzi, odcięte od cywilizacji, przechodziły „pranie mózgu'' Z głośników w całej osadzie nieustannie płynęły nagrania z kazaniami Jonesa.
PRÓBA RATUNKU
Informacje o torturach, psychicznych i fizycznych, jakich doświadczali członkowie sekty, zwróciły uwagę kongresmana Leo Ryana, który jako wysłannik rządu USA pojechał do Gujany. Był 18 listopada 1978 roku, kiedy pojawił się w Jonestown w towarzystwie dziennikarzy. Jego odwiedziny w komunie wywołały prawdziwy zamęt. Kilku członków sekty bezpośrednio do kamer mówiło o poniżaniu, wykorzystywaniu i biciu. Około 20 osób postanowiło wrócić do Stanów Zjednoczonych wraz z Ryanem. Wszyscy zostali zastrzeleni. Jim Jones stwierdził, że nadszedł „czas ostateczny'' dlatego nakazał wszystkim pozostałym w osadzie popełnić zbiorowe samobójstwo.
OSTATECZNE WYJŚCIE
Tej nocy w osadzie zmarło 900 osób, w tym 276 dzieci. Część wyznawców wypiła cyjanek, na ciele innych znaleziono ślady wkłucia igieł. Około 150 osób, które próbowały uciekać lub odmówiły popełnienia samobójstwa, zostało zastrzelonych. Zaledwie kilkorgu wyznawcom udało się uciec w dżunglę. Między ciałami znaleziono też Jima Jonesa, który miał przestrzeloną głowę.
3. Szaleństwo fanów Science fiction
Uważamy, że wielu z nas było na pokładach statków kosmicznych, które rozbiły się na ziemi, a ziemscy urzędnicy pozbawili nas naszych pierwotnych ciał - napisali zwolennicy sekty Niebiańskie Wrota w swoim oświadczeniu z 1995 roku. Naukę tej amerykańskiej sekty była mieszanka mitologii z sience fiction. Grupę założyli były nauczyciel śpiewu Marshall Herff Applewhite (1931-1997), nazywany także Mistrzem Do, i Bonnie Nettles (1927-1985), pseudonim Ti. Jej członkowie wierzyli, że są kosmitami, którzy na pewien okres zamieszkują ludzkie ciała. Ich zadaniem było powrócić do domu...
ZAKONNICY Z OBCEJ PLANETY
Kilkudziesięciu, a później nawet kilkuset uczniów Niebiańskich Wrót wybrało życie w ascezie. Pozbyli się swoich majątków, ogolili głowy, wyrzekli się jakichkolwiek kontaktów seksualnych. Niektórzy dobrowolnie poddali się kastracji. Do lat 90. nie byli znani, ale 27 maja 1993 roku postanowili się ujawnić.Tego dnia sekta umieściła w gazecie ogłoszenie, w którym napisała, że instytucje państwowe i religijne są kierowane przez spiskowców i że świat zostanie niedługo zniszczony. Reakcją na ich wystąpienie był jednak tylko śmiech.
UFO UKRYTE W KOMECIE
Mistrz Do przekonał swoich zwolenników, że muszą opuścić ludzkie ciała i wrócić do swoich pozaziemskich rodzin. Znakiem z kosmosu miała być kometa Hale'a--Boppa, która pod koniec marca 1997 roku znalazła się najbliżej Ziemi i była widoczna gołym okiem. Apple-white ogłosił, że to statek kosmiczny, na którego przybycie członkowie jego sekty czekali. Wkrótce w domu niedaleko San Diego policja znalazła 39 członków sekty martwych. Zatruli się cyjankiem i arsenem.
4. Okrutne dzieło współczesnych templariuszy
Tajna organizacja, którą w Szwajcarii założyli lekarz Luc Jouret i finansista Joseph di Mam-bro, miała kontynuować tradycje zakonów rycerskich i okultystów. Inaczej jednak niż dawni templariusze, członkowie Świątyni Słońca wierzyli, że po śmierci zostaną przeniesieni na planetę w pobliżu gwiazdy Syriusz, gdzie mieli znaleźć raj. Zgodnie z ich nauką Ziemię czekał rychły koniec, do którego miało doprowadzić niszczenie przyrody i narastające konflikty wojenne. Według okultystów świat miał zginąć w połowie lat 90. ubiegłego stulecia.
POŻARY OZNACZAJĄ MORDERSTWA
W szeregach sekty Świątyni Słońca znalazło się kilku bogatych handlowców. Rozrosła się również we Francji i Kanadzie, gdzie posiadała szereg domów wczasowych i hoteli. Właśnie w Kanadzie w październiku 1994 roku wybuchł pierwszy z serii pożarów, które oznaczały tragiczny koniec całej organizacji. W Ouebeku strażacy po ugaszeniu ognia znaleźli 5 ofiar. Dzień później w płomieniach stanęła farma w szwajcarskiej wiosce Cheiry. Policja znalazła tam bogato wyposażoną świątynię, a w niej martwe ciała członków sekty. Było ich 22. Większość zginęła od strzałów, pozostali zażyli truciznę.
ODEJŚCIE DO GWIAZD
W nocy płomienie ogarnęły również kompleks trzech górskich domków wypoczynkowych, które należały do członków sekty ze szwajcarskiego Granges. Wokół domków znaleziono 25 rozrzuconych ciał. Między martwymi było także czworo dzieci. Śledczy stwierdzili, że ze wszystkich 52 ofiar jedynie 15 osób popełniło samobójstwo. Serii morderstw nie zakończyła nawet śmierć przywódców sekty. Rok później niedaleko Grenoble znaleziono 16 martwych członków z francuskiej gałęzi Świątyni Słońca, a w 1997 roku w kanadyjskim miasteczku St. Casmir rytualne samobójstwo popełniło kolejne pięć osób należących do sekty.
5. Terroryzm w imię Boga
Zaczęło się dość niewinnie, bo od kursu jogi i medytacji, który założył 29-letni wówczas Shókó Asahara. W roku 1992 wydał książkę, w której zmieszał wątki chrześcijańskie z buddyjskimi i dopełnił je różnymi wizjami katastroficznymi, w których rolę diabła odgrywały Stany Zjednoczone. Ogłosił się również jedynym oświeconym mistrzem i „barankiem bożym?Ta specyficzna mieszanka religii i fantazji okazała się tak kusząca, że jego sekta Aum Shinrikyó (Najwyższa Prawda) w ciągu kilku lat zyskała 40 tysięcy wyznawców na całym świecie.
NAUKA SADYSTYCZNEGO GURU
Asahara twierdził, że jest uzdrowicielem oraz że potrafi lewitować. Nikt jednak nigdy nie widział, by korzystał z tych cudownych zdolności. Osoby wstępujące do sekty musiały oczywiście oddać cały swój majątek, a od tego, ile pieniędzy ktoś wniósł, zależało, jaką otrzymywał godność. Przywódca sekty dbał o interesy i pomnażanie majątku, na przykład sprzedając wodę, w której się wcześniej kąpał. Nieposłuszeństwo było w sekcie ostro karane, na przykład zanurzaniem we wrzątku.
WOJNA PRZECIW SPOŁECZEŃSTWU
Świat religijnych wizji przestał Asaharze wystarczać. W roku 1990 założył partię polityczną, z którą ruszył na wybory. W polityce nie odniósł jednak sukcesu, partia przegrała. Zamiast tego zaczęła zmieniać się w organizację terrorystyczną, a na jej celowniku pojawiły się japońskie urzędy i instytucje. Pod koniec 1993 roku członkowie sekty zaczęli w tajemnicy wytwarzać
gaz bojowy - sarin. Rok później przeprowadzili pierwszy atak terrorystyczny. Gaz wypuścili w mieście Matsumo-to, 8 osób poniosło śmierć, a 200 zostało rannych. Policyjne śledztwo skończyło się jednak w ślepej uliczce, członkom sekty nic nie udało się udowodnić.
TRAGEDIA W PODZIEMNYM TUNELU
Główny atak Najwyższej Prawdy miał miejsce w 1995 roku w tokijskim metrze. 0 umówionej godzinie terroryści w kilku punktach w metrze wypuścili gaz. W wyniku zatrucia zmarło wówczas 13 ludzi, rannych były setki. Podczas akcji policyjnej w siedzibie sekty u podnóża góry Fuji funkcjonariusze znaleźli takie ilości sarinu, które wystarczyłyby do zabicia 4 milionów ludzi. Sekta była też w posiadaniu helikoptera wojskowego. Podobno dysponowała również próbką wirusa Ebola, którą otrzymała z Zairu w Afryce... Policja odkryła także laboratorium do produkcji narkotyków i skarbiec z zwartością milionów dolarów. Trzynastu przywódców sekty, wśród nich Asahara, zostało aresztowanych i skazanych na śmierć.
6. Wizja końca świata, zabójstwa i masakra
Trzy dni ciemności, w których zginie trzy czwarte ludzkości. Jedynie wierni wypełniający Boże przykazania znajdą schronienie w budynku z zamkniętymi drzwiami i oknami, gdzie izolowani
od reszty świata przeżyją apokalipsę i odnowią władzę Boga na ziemi. Tak brzmiała główna myśl proroctwa Afrykanki Credonii Mwerinde (1952-?). Jej rzekome objawienia trafiły na podatny grunt wśród ludzi, których kraj wyniszczyły wojny i epidemie. W 1989 roku wraz ze swoimi entuzjastami założyła ruch, który wsławił się jako jedna z najbrutalniejszych sekt w historii.
ROK PRZED KOŃCEM ŚWIATA
Pierwotna przepowiednia przywódczyni sekty mówiła, że dni ciemności przyjdą 31 grudnia 1999 roku. Setki wiernych, licząc się z tym, zaczęły pozbywać się swoich majątków. Gdy w wyznaczonym terminie nie nadeszła żadna globalna katastrofa, Ruch na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Bożych na podstawie „nowych objawień" przesunął datę końca świata o rok. W międzyczasie przywódcy najwyraźniej zmienili zdanie, bo skrócili swoim wiernym czas oczekiwania. Dla wielu rodzin wraz z dziećmi ziemskie życie skończyło się już w marcu 2000 roku.
SAMOBÓJCY CZY OFIARY FANATYZMU?
W połowie marca mieszkańcy piętnastotysięcznego miasteczka Kanungu stali się świadkami religijnej uczty, którą sekta przygotowała w swojej głównej siedzibie. Następnego dnia kilkuset wyznawców spaliło swoje rzeczy osobiste i poszło pożegnać się z przyjaciółmi. Wiedzieli, że umrą 18 marca, ponieważ Maryja Panna obiecała im, że rano objawi się i weźmie ich ze sobą do nieba - powiedziała później dziennikarzom jedna z miejscowych. Tego dnia wyznawcy rzeczywiście zebrali się w kościele. Po kilku godzinach śpiewu wewnątrz wybuchł pożar. Zginęło 400 ludzi, w tym dzieci.
OTWARCIE MASOWYCH GROBÓW
Ponieważ ogień spopielił ciała, tożsamości większości ofiar nie udało się ustalić, nie było też wiadomo, czy był między nimi wódz sekty Joseph Kibweteere. Wiadomość o masowym samobójstwie szybko przyćmiło inne wydarzenie. Dwa tygodnie później policja odkryła na działce należącej do przywódców kilka masowych grobów. Niektóre z setek znalezionych ofiar leżały w grobie ponad rok, inne były wrzucone tuż przed pożarem w Kanungu. Wokół szyi ofiar zadzierzgnięto sznury. Śledczy są pewni, że przywódcy sekty uciekli zaraz po tym, jak pozbawili swoich wyznawców majątku. Niektórych zmusili do samobójstwa, innych zabili sami. Winnych do dziś nie schwytano.
Komentarze
0 comment